Znikający punkt Soboru: „Wierne zachowanie substancji obrzędów”

W schemacie o liturgii, opracowanym w 1962 r. dla zbliżającego się Soboru przez komisję przygotowawczą, znajdowały się objaśnienia towarzyszące oficjalnym punktom dokumentu. Objaśnienie do punktu o zamierzonym „przeglądzie Ordo Missae” rozpoczynało się od stanowczej deklaracji: „Dzisiejszy Ordo Missae powinien być utrzymany”. Dopiero na tle tego podano w punktach listę proponowanych modyfikacji. Miały być wniesione do tego, co jest od wieków – a nie np. być wytycznymi dla jakiejś nowej konstrukcji.

Objaśnienia dołączone do punktów schematu nigdy nie miały wejść do oficjalnego tekstu dokumentu przyjętego przez Sobór – jednak w ramach różnych zastrzeżeń centralnej komisji przygotowawczej Soboru w ogóle nie przekazano ich Ojcom Soborowym. Zostały w końcu im przekazane po kilku tygodniach obrad, jako dodatek.

Tymczasem debata soborowa nad schematem pokazała, że poza dość sporą otwartością większości Ojców na ogólny zamysł pewnych pastoralnych adaptacji w obrzędach, było też dużo głosów domagających się jakiegoś określenia granic tych adaptacji. Ojcowie cieszyli się planem dokończenia reform już zrealizowanych przez Piusa XII – ale nie chcieli podpisywać czeku in blanco. Tu podobnego zdania był i „konserwatysta” kard. Ottaviani, i „liberał” kard. Bea, obaj przemawiający 30 października 1962 r. Ten ostatni wyraził w auli soborowej zdanie, że proponowany artykuł o rewizji Ordo Missae „jak już zaznaczył kard. Ottaviani, wydaje się być zbyt ogólny”.

W odpowiedzi przedstawionej w auli soborowej niemal rok później, w dniu 8 października 1963 r. Komisja liturgiczna Soboru po przeanalizowaniu zastrzeżeń zawyrokowała, że “nie są [one] tego ciężaru, żeby miała być porzucona wszelka rewizja, ale jednak muszą je mieć przed oczami ci, którzy rewizji będą dokonywali” (podkr. PM).

W konsekwencji soborowa komisja liturgiczna zdecydowała się m.in. głęboko przeredagować punkt dotyczący przeglądu obrzędów Mszy (czyli ostatecznie art. 50 – zob. tekst w aneksie artykułu). Objaśniając proponowane zmiany w tekście, bp Enciso Viana, sprawozdawca komisji soborowej przedstawił Ojcom obowiązującą interpretację całego punktu. Interpretacja ta zaczynała się znowu od silnego akcentu zachowawczego: “Przede wszystkim staraliśmy się, aby jasno została potwierdzona trwałość substancjalna aktualnych obrzędów. Dlatego powiedzieliśmy: ‘przy wiernym zachowaniu ich substancji…’ Następnie opisaliśmy w znaczeniu negatywnym i pozytywnym zmiany, które mają być dokonane”.

Tak więc solidne przęsło, na którym oparto wspomnianą gwarancję trwałości aktualnego rytu Mszy, miało w art. 50 postać słów: probe servata [rituum] substantia – co po polsku należy przetłumaczyć: „z wiernym zachowaniem substancji obrzędów”. [Polski przekład ma tu: „zachowując wiernie istotę obrzędów”. Jednak oddanie słowa substantia jako „istota”, a nie „substancja”, jest nieporozumieniem tworzącym następne nieporozumienia – słowo “istota” wprowadza nas bowiem zbyt łatwo w skojarzenia z wyabstrahowaną treścią definicji, podczas gdy chodzi o realny i trwały nośnik określonych właściwości, czyli właśnie “substancję”.]

Sprawa wraca przynajmniej jeszcze jeden raz przed głosowaniem soborowym nad tekstem rozdziału o Eucharystii. Sprawozdawca komisji, ten sam bp Enciso w ramach tzw. expensio modorum w dniu 20 listopada 1963 r. rozliczał się wobec Ojców Soborowych z każdej zgłoszonej przez nich poprawki. I tak odnosząc się do formalnego wniosku trzech Ojców, żeby wpisać do artykułu 50 słowa: „zawsze z zachowaniem nietkniętej formy samego Kanonu” – komisja odpowiedziała: “To jest już w jakiś sposób potwierdzone przez słowa schematu: 'przy wiernym zachowaniu ich substancji’. Jednak przekazujemy to Komisji posoborowej”.

W tej literze i w tym duchu tekst został przyjęty w głosowaniu przez Sobór (jak wiadomo, rozdział o Eucharystii otrzymał wymaganą większość dopiero w drugim głosowaniu, po wniesieniu postulowanych poprawek).

Nazajutrz po przyjęciu Konstytucji soborowej sformułowanie o „wiernym zachowaniu substancji obrzędów” Mszy najwyraźniej stanęło w gardle tym samym ekspertom, z których udziałem zostało umieszczone w tekście dla uzyskania potrzebnej większości dwóch trzecich. 

Możemy to obserwować dzięki lekturze pierwszych komentarzy do Sacrosanctum Concilium, które staraniem prominentnych ośrodków „liturgii pastoralnej” ukazały się w pierwszej połowie 1964 r., czyli kilka miesięcy po uchwaleniu Konstytucji przez Sobór.

Dwie różne strategie „radzenia sobie” z już niewygodnym zastrzeżeniem soborowym widzimy w najważniejszych dwóch takich komentarzach.

Po pierwsze więc – w opublikowanym przez rzymskie „Ephemerides Liturgicae” (pod redakcją ks. Bugniniego). Wydany w Rzymie (po łacinie) „komentarz zupełny” do Konstytucji o świętej liturgii, skrzący się nazwiskami całej śmietanki ekspertów soborowej komisji liturgicznej – to na pewno było coś: na dodatek komentarz ten docierał do całej publiczności kościelnej – która przecież nie znała ani debaty soborowej, ani zaprezentowanego w jej trakcie objaśnienia komisji, podającej przed głosowaniem „mens”, czyli intencję tekstu. Krótko mówiąc: autorzy komentarza docierali do zainteresowanego odbiorcy szybciej niż mógł dotrzeć Sobór w swoim połączeniu litery i intencji tekstu.

W tymże komentarzu eksperckim omówienie art. 50 przypadło ks. Theodorowi Schnitzlerowi, wschodzącej gwieździe liturgiki niemieckiej (który w listopadzie 1964 wejdzie w poczet konsultorów rzymskiego Consilium, do grupy zajmującej się rewizją obrzędów Mszy). Jego objaśnienie wygląda trochę jak metodyczne pakowanie niedużego plecaka: zdania soborowe są krok po kroku wypełniane dokładanymi z zewnątrz postulatami takich czy innych zmian w obrzędzie, a nie omija się też żadnej okazji, żeby przytroczyć różne przedmioty. Ogólnie rzecz biorąc, są to głównie punkty ze wspomnianego na początku zarzuconego „objaśnienia” komisji przygotowawczej. Schnitzler wydobywa je z tekstu soborowego trochę jak magik króliki z kapelusza. Niemniej, są to chyba bez wyjątku te od dawna krążące w środowiskach eksperckich postulaty – w sumie umiarkowane (dość powiedzieć, że niemal wszystkie dało się zrealizować w pierwszej fazie reformy, w 1964/65 r., bez późniejszego rujnowania rytu rzymskiego). 

Dla nas jednak ważny jest inny aspekt objaśnień Schnitzlera: sposób strukturyzowania art. 50. Rzecz bijąca w oczy każdego kto zna genezę dokumentu soborowego: autor w żadnym razie nie idzie za wskazówkami interpretacyjnymi komisji soborowej, ignoruje je i nawet o nich nie wspomina. Przeprowadza swoją własną interpretację – w której umieszczone na czele artykułu o rewizji Ordo Missae zastrzeżenie „z wiernym zachowaniem substancji” obrzędów przestaje odgrywać swoją rolę. Najpierw bowiem, gdy mowa o konkretnych kierunkach „upraszczania” obrzędów, Schnitzler zasadę zachowania substancji w ogóle pomija. Dopiero skończywszy z zarysowywaniem konkretów, wraca na chwilę do owej „probe servata substantia„, ale tylko żeby ogłosić te słowa jedną z „zasad naczelnych”. Jest to zgrabny zabieg, zgodny z kościelną procedurą exaltatur ut amoveatur: wychwalona „zasada naczelna” została usadzona na tronie tak oddalonym od konkretów, że króluje, lecz nie rządzi.

Zupełnie inaczej poradzono sobie z gwarancją zachowania rytu w komentarzu przygotowanym przez środowisko francuskie. W „komentarzu pełnym” opublikowanym na łamach prominentnego „La Maison Dieu” częścią dotyczącą rewizji Ordo Missae zajął się jeden z najważniejszych ekspertów środowiska, ks. Pierre Jounel. 

Jounel też nie zdaje sprawy z mens dokumentu, podanej przez komisję soborową. Też po swojemu porządkuje i objaśnia tekst – i w „pakowaniu plecaka” (tymi samymi postulatami) jest podobnie zapobiegliwy jak Schnitzler. Ale, jak powiedziałem, zupełnie inaczej radzi sobie z niewygodą zasady zachowania rytu.

Francuski autor zaczyna od uczciwego postawienia pytania: na czym według Soboru ma polegać „wierne zachowanie substancji obrzędów”? Dokładniej: czym jest ta „substancja obrzędów”? Odpowiedź nie jest już tak uczciwa jak pytanie: Jounel ignoruje objaśnienia z Auli soborowej (znakomicie mu znane) i mówi swojemu czytelnikowi, że „nie wydaje się, żeby Sobór coś tu sprecyzował”. Następnie autor sugeruje, co chciałby tam widzieć: „formy, które obejmuje celebracja Eucharystii we wszystkich rytach w użyciu Kościoła powszechnego, w różnych epokach i w różnych krajach”.

Właściwie można by powiedzieć, że tupet komentatora zapiera dech. W jego wersji „wierne zachowanie” traci jakąkolwiek konkretną treść rytualną i w istocie przestaje cokolwiek znaczyć w sensie kryterium dla reformy. 

To prawda, że Jounel posługuje się w tym miejscu po części cytatem z Piusa XII – ale jest to nadużycie, gdyż papież mówił o ważności formy sakramentalnej święceń mimo odmienności form obrzędowych w sprawowaniu tego sakramentu. Francuski autor próbuje więc co najwyżej sprowadzić “substancję obrzędów” do formy sakramentu. Gdyby potraktować to poważnie, byłby to stary błąd “walidyzmu”, a więc uznania za istotne-substancjalne w liturgii tylko to, co jest niezbędne do “ważności” sakramentalnej. 

Na marginesie powiedzmy, że – niewątpliwie bez intencji Jounela – jego formuła jest przy okazji karykaturą prawdziwie katolickiej lekcji szacunku dla – rzeczywiście każdej, obowiązującej czy zarzuconej – formy ortodoksyjnej służby Bożej. Rzeczywiście jest to szacunek dla katolickiej liturgii wszech czasów. Jest jednak absurdalne przyjęcie tego za kryterium obowiązujące przy odnowie rytu rzymskiego, przepisanej przez Sobór.

Nade wszystko jednak ta nadmuchana interpretacja Jounela jest niezgodna z zamysłem Soboru. Jest to klasyczny przykład jak „Sobór mediów” wyprzedzał Sobór Ojców w drodze do Kościoła „w terenie”. Tyle że to nie był „Sobór” źle rozumiejących dziennikarzy – ale „Sobór” tych, którzy mając pozycję ekspertów czuli się właścicielami Soboru.

To jednak nie koniec. Jeszcze inny sposób „poradzenia sobie” z wyraźnie kłopotliwym zastrzeżeniem znajduje się w pewnym ważnym materiale wewnętrznym reformy. Chodzi o Poszukiwania do wykonania w związku z przeglądem Mszału Rzymskiego, czyli opracowanie przygotowane w kwietniu 1964 jako fundament dla 10. grupy studyjnej Consilium, czyli zespołu, któremu powierzono „rewizję Ordo Missae”. Jego autorem był prałat Johannes Wagner, szef wspomnianej grupy, znów jeden z głównych ekspertów soborowych, a poza tym dyrektor Instytutu Liturgicznego w Trewirze. 

Paradoks polega na tym, że prałat Wagner w punkcie wyjścia swego opracowania zwraca uwagę na konieczność uwzględnienia – jako zasad – nie tylko „poleceń Soboru” (mandatum), ale i „zamysłu Soboru” (mens). Ten ostatni – precyzuje autor – został opisany w objaśnieniach komisji soborowej. „Dla odkrycia zamysłu Soboru trzeba będzie zachować zasadę z odpowiednich relacji przedstawionych w Auli w imieniu Komisji Soborowej do spraw Świętej Liturgii”.

Zatem Wagner jest w naszym przeglądzie pierwszym ekspertem, który mówi o autorytecie interpretacji komisji liturgicznej Soboru – i stawia go bardzo wysoko, obok samego tekstu. Jednak na tym koniec. Z niewiadomych względów autor nie korzysta sam dalej ani razu z tak poważnie potraktowanej na wstępie zasady „zamysłu”.

Odnosząc się do art. 50 Konstytucji o liturgii – głównego punktu odniesienia dla kierowanej przezeń 10. grupy studyjnej – Wagner rozbija na punkty zawarte tam „mandata„, polecenia soborowe. Nie widać ani przez moment, żeby dawane w Auli sprawozdanie bp. Enciso odcisnęło ślad na sposobie interpretacji Wagnera. Podaje on sześć punktów, jeden po drugim, bez strukturyzowania czy hierarchizowania, poza kolejnością od 1 do 6.

A co tym razem z naszym „znikającym punktem”, czyli chowaną po różnych miejscach niewygodną zasadą „zachowania substancji obrzędów”? Rozwiązanie Wagnera nie jest szczególnie wymyślne – za to jest podobnie charakterystyczne: ignoruje on naczelną pozycję tego zastrzeżenia, a przenosi je na sam koniec swojej listy „poleceń Soboru”, tak jakby przesadził kogoś z ławki pierwszej do ławki ostatniej, na samym końcu listy.

Tak zredagowany tekst Wagnera został zaakceptowany na posiedzeniu plenarnym Consilium w dniu 17 kwietnia 1964 r. (świadek tego wydarzenia, abp Marini zaznacza, że akceptacja była „entuzjastyczna”). Stał się podstawą dalszych prac – w których zgodnie z konkluzjami tekstu Wagnera zdecydowano się na poszerzenie „analiz i badań” poza bezpośredni mandat Soboru z art. 50-57. To w tym kontekście abp Bugnini napisał na kartach swojej Riforma liturgica: „17 kwietnia 1964 mocna, potężna machina została wprawiona w ruch, który w trakcie pięciu lat miał przynieść «nową» Mszę”.

Zapytajmy po tym wszystkim: co z tego wynika? Otóż to, że zasada-zastrzeżenie, bez której dołączenia do tekstu Konstytucji o liturgii nie zostałaby ona przyjęta, nazajutrz po uchwaleniu dokumentu została nie tylko zbagatelizowana, ale i dość skutecznie zamaskowana w swym znaczeniu – przez ekspertów w pełni świadomych jej ważności dla Ojców Soborowych. Korzystając ze swojej pozycji – i z tego, że oficjalne interpretacje podane w Auli soborowej nie były znane poza nią – stworzyli swoje rozumienie dokumentu, pozbawione skutecznego znaczenia fragmentu o „wiernym zachowaniu substancji” aktualnych obrzędów Mszy. To nie na niczym innym polegał ów słynny „Sobór mediów”, o którym mówił Benedykt XVI.

Udało im się! Wygrali! Postawili na swoim – lub prawie na swoim, bo jeszcze musieli uwzględnić punktowe dezyderaty Pawła VI przedstawione na ostatnim etapie produkcji nowego rytu w roku 1968. Zdjęli jednak  wcześniej nałożoną przez Sobór blokadę bezpieczeństwa – dzięki czemu mogli jako reformatorzy cieszyć się niemal pełną swobodą kreacji. Sky was the limit! 

Dalej to nie mogło już pójść ani dobrze, ani lojalnie względem Soboru. Poszło więc jak poszło. Płacimy dziś cenę za takie rzeczy w większej ilości.

—————

ANEKS: Artykuł 50 Sacrosanctum Concilium

Tekst oryginalny: 

Ordo Missae ita recognoscatur, ut singularum partium propria ratio necnon mutua connexio clarius pateant, atque pia et actuosa fidelium participatio facilior reddatur. 

Quamobrem ritus, probe servata eorum substantia, simpliciores fiant; ea omittantur quae temporum decursu duplicata fuerunt vel minus utiliter addita; restituantur vero ad pristinam sanctorum Patrum normam nonnulla quae temporum iniuria deciderunt, prout opportuna vel necessaria videantur. 

Mój przekład: 

Porządek Mszy należy tak zrewidować, aby stała się jaśniejsza zasada poszczególnych części i wzajemny związek, a wiernym bardziej ułatwić pobożny i zaangażowany udział. 

W tym celu obrzędy niech się staną prostsze, przy wiernym zachowaniu ich substancji. Należy opuścić to, co z biegiem czasu się podwoiło lub zostało dodane z mniejszym pożytkiem. Natomiast stosownie do pierwotnej normy świętych Ojców należy przywrócić pewne rzeczy, które przez niełaskę upływu czasu odpadły, o ile wydadzą się pasujące lub konieczne.

Paweł Milcarek

Źródło: portal Christianitas