O liturgii tradycyjnej, reformie, tradycjonalistach i Traditionis custodes – wybrane kwestie dyskutowane
Jednym z efektów wydanego 16 lipca br. motu proprio papieża Franciszka, które w poważny i dalekosiężny sposób ograniczyło możliwość sprawowania i uczestnictwa w Mszy św. według Mszału św. Jana XXIII, było wywołanie na nowo dyskusji wokół samych form liturgicznych, reformy, ruchu tradycjonalistycznego, racji papieża i jego krytyków etc. Wśród padających w czasie dyskusji w mediach społecznościowych pytań, wątpliwości czy zarzutów, pojawiają się i takie, które z różnych powodów nadają się, aby potraktować je jako „kwestie” – problemy domagające się rozwinięcia albo wyjaśnienia. Stąd pomysł na mini-serię krótkich artykułów, w których podejmiemy się próby komentarza lub rozstrzygnięcia niektórych ze wspomnianych zagadnień. Seria ta nie będzie miała charakteru zbioru systematycznych wykładów. Również dobór kwestii będzie do pewnego stopnia przypadkowy, zależny od problemów zaobserwowanych w tekstach i dyskusjach internetowych. Zaczerpnięte z tych ostatnich pytania i wątpliwości zostaną zdepersonalizowane, ale jednocześnie zachowany zostanie, w miarę możliwości, ich pierwotny kształt językowy, a na pewno sens. Wydaje się, że może to być przydatne narzędzie zarówno dla tych, którzy sami chcą pewne rzeczy zrozumieć, jak też dla osób potrzebujących argumentów w sporach z krytykami.
Kwestia 1: Forma liturgii a ukierunkowanie na Boga.
Problem:
W wielu wypowiedziach autorów tradycjonalistycznych można spotkać się z wyrażonym przekonaniem, że liturgia według usus antiquior („starszego zwyczaju”, dalej: UA) jest dużo bardziej teocentryczna niż ta zgodna z usus recentior („nowszym zwyczajem”, dalej UR). Czy miałoby to oznaczać, że ta ostatnia nie może być skoncentrowana na Bogu? Czy ktoś chcący szukać Boga w liturgii, z definicji musiałby to robić w UA?
Odpowiedź:
Zacząć należy od wstępnego wyjaśnienia, jak rozumieć „skoncentrowanie liturgii na Bogu”. Z analizy samego tego wyrażenia wynika, że nie może chodzić w pierwszym rzędzie o nastawienie czy psychiczne stany poszczególnych uczestników. Jeśli pytamy o ukierunkowanie liturgii jako takiej, siłą rzeczy pytanie to musi dotyczyć samego obrzędu, jego struktury, wykonywanych gestów, pewnej jego logiki. Jak wiadomo, wewnętrzne stany i akty uczestników są zależne od wielu różnych czynników, częściowo personalnych (biograficznych, religijnych, fizycznych i psychicznych), częściowo okolicznościowych i jeszcze innych, mniej lub bardziej przypadkowych. To czy one będą w danym przypadku (np. w czasie konkretnej Mszy św.) ukierunkowane ku Bogu, czy będą oddaniem Mu chwały, ofiarowaniem Mu swojego życia, prośbą o odpuszczenie grzechów, modlitwą za innych etc., czy też nie, nie jest w sposób konieczny i absolutny związany z żadną formą liturgiczną, czy nawet szerzej: rytualną. Niemniej nie jest również tak, że charakter liturgii nie ma żadnego wpływu na świat myśli, woli i uczuć uczestników, co łatwo można sobie uzmysłowić, porównując – choćby tylko w wyobraźni – jak wyglądałyby one w przypadku uczestniczenia w koncercie rockowym, a jak w filharmonii, słuchając Koncertów brandenburskich Bacha. Nie chodzi tu o wartościowanie jednego czy drugiego upodobania, tylko o zauważenie, że dane okoliczności zewnętrzne wydarzenia, w którym uczestniczymy, mają na nas, na nasze wnętrze, konkretny wpływ.
Powyższy przykład dwóch rodzaju muzyki jest oczywiście schematyczny i abstrakcyjny, skonstruowany wyłącznie dla celów tego wywodu. Zapewne jest sporo osób, które potrafią łączyć upodobanie do nich obu. Załóżmy jednak, że statystycznie będą oni w mniejszości, i że możemy sobie wyobrazić, że ktoś kocha eksplozje emocji i dziki transowy stan, który może wywołać muzyka rockowa, natomiast siedzenie na sali koncertowej i wsłuchiwanie się w BWV 1051 jest dla niego nieznośną torturą (albo odwrotnie). Różnica ta odsyła do jeszcze jednego wymiaru tego, co dzieje się na przecięciu subiektywności uczestnictwa i obiektywnego charakteru wydarzeń, w których uczestniczymy. Wymiaru ważniejszego, niż doraźne stany psychiczne uruchamiane w czasie pojedynczego wydarzenia, jakkolwiek z nimi powiązanego. Otóż chodzi o rodzaj trwałych dyspozycji (obejmujących szereg ludzkich władz, od umysłowych, po emocjonalne i fizyczne), które powstają w wyniku wielokrotnego powtarzania konkretnych zespołów czynności. Wydaje się, że nikt nie rodzi się z jakimiś ściśle zdeterminowanymi predyspozycjami do słuchania danego rodzaju muzyki, ale tego rodzaju preferencje i związane z nimi ukierunkowania i zachowania wytwarzają się za pośrednictwem konkretnych zespołów praktyk i ich powtarzalności (np. chodzenia na takie, a nie inne koncerty). Zostawiając już przykład z rockiem i Bachem, do pewnego stopnia analogicznie sprawa ma się z liturgią i jej formą. Ze swojej rytualnej natury jest ona cykliczna i powtarzalna, ma zatem rozległy potencjał kształtowania trwałych wewnętrznych dyspozycji. Nie robi tego, rzecz jasna, w sposób absolutny, na zasadzie formatowania, odciskania we wszystkich tej samej matrycy. Raczej zakreśla ramy, wyznacza i utrwala kierunki, stawia granice lub otwiera przejścia etc. Słowem, stwarza uporządkowaną (mniej lub bardziej) przestrzeń. Poruszając się w niej człowiek powoli, przez nieustanną praktykę, nabywa – zarówno indywidualnie, jak i społecznie – wspomniane dyspozycje. W tym sensie nie jest obojętne, jak przestrzeń ta będzie wyglądać.
Zanim przejdziemy do rozważenia centralnego pytania kwestii („Czy liturgia w UR nie może być skoncentrowana na Bogu?”), trzeba jeszcze zastanowić się co mamy na myśli, kiedy mówimy o „koncentracji na Bogu”, zwłaszcza jeżeli powiedzieliśmy wyżej, że kiedy rozważamy ten problem w odniesieniu do liturgii, wewnętrzne stany i akty poszczególnych uczestników nie stanowią żadnego rozstrzygającego kryterium. Podstawową sprawą jest to, że w naszym – chrześcijan katolików – przypadku, mówiąc „Bóg”, nie mamy na myśli abstrakcyjnej metafizycznej idei czy koniecznego założenia rozumu praktycznego, czy nawet, jak uczą katechizmy pierwszokomunijne „Ducha nieskończenie doskonałego, Stworzyciela nieba i ziemi”, ale Boga w Trójcy Jedynego: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Boga, który w osobie Syna zjednoczył ze sobą ludzką naturę, poniósł za nas śmierć na krzyżu, zmartwychwstał i wraz ze swoją ludzką naturą wrócił do Ojca, pozostawiając nam Swoją sakramentalną obecność w Świętym Sakramencie Ołtarza. To jest rzecz absolutnie kluczowa. „Koncentracja na Bogu”, jakkolwiek generalnie można ją rozumieć na różne sposoby, to w odniesieniu do centralnego komponentu liturgii katolickiej, tj. Mszy św., musi być pojmowana przede wszystkim jako koncentracja na Bogu w konkretnym miejscu i czasie cieleśnie obecnym pod Świętymi Postaciami. To Pan Jezus, wcielone Słowo Boże, dający się nam jako Chrystus Eucharystyczny, jest Pośrednikiem, Tym, przez którego mamy przystęp do Boga. Dlatego pytanie o formę liturgiczną w kontekście „koncentracji na Bogu” zakłada konieczność zwrócenia uwagi na to, jak dana forma podchodzi do Najświętszego Sakramentu.
Przejdźmy wreszcie do zasadniczego pytania. Czy stwierdzenia zwolenników UA, zgodnie z którymi forma ta jest zdecydowanie bardziej teocentryczna oznaczają, że liturgia w UR nie może być skoncentrowana na Bogu?
Można od razu na wstępie odpowiedzieć, że generalnie jak najbardziej może. Istnieje jednak kolosalna różnica pomiędzy „może być” a „jest”, a tak właśnie rysuje się porównanie pomiędzy obiema formami. Jak powiedzieliśmy wyżej, pytanie o koncentrację na Bogu liturgii jest zasadniczo pytaniem o jej strukturę, charakter używanych w niej znaków i gestów oraz wewnętrzną logikę.
W mszy według UA, przebieg celebracji (w znaczeniu działania odprawiającego, jego asysty i osób wykonujących śpiew) jest ściśle określony i w dużej mierze obligatoryjny. Bardzo często ten aspekt UA staje się przedmiotem krytyki jako pusty rytualizm, formalizm, rubrycyzm etc. Nie negując faktu, iż historycznie istniały w Kościele rzymskim tendencje do wpadania w tego rodzaju „koleiny”, trzeba zauważyć, że prawo liturgiczne zapisane w rubrykach nie jest celem samo dla siebie, ale stoi na straży – no właśnie, ukierunkowania rytuału na to, co w nim najważniejsze albo raczej: na Tego, który jest w nim najważniejszy. Właśnie dzięki tej sztywnej czy rygorystycznej strukturze bardzo jasno widoczna jest (zwłaszcza, choć nie tylko, w ramach Mszy Wiernych, tj. w nomenklaturze posoborowej Liturgii Eucharystycznej) bezwarunkowa koncentracja rytuału na Chrystusie Eucharystycznym. Na tym planie właśnie można bez żadnych wątpliwości określić wewnętrzną logikę liturgii według UA jako teocentryczną. Generalnie w całym rytualnym układzie – nie tylko np. w orientacji całego wydarzenia ku Wschodowi, geograficznemu lub symbolizowanemu przez krzyż – istnieje tu bardzo jasno zarysowany kierunek liturgicznego działania: Chrystus-Głowa Kościoła przyłącza go do Siebie, aby złożyć Ojcu ofiarę przebłagania i uwielbienia w Duchu Świętym. Sam obecny bezpośrednio i cieleśnie Kościół może wchodzić w tę rzeczywistość lepiej lub gorzej w sensie estetycznym, celebrans i uczestnicy mogą być na bardzo różnych poziomach świadomości czy wiary, niemniej dzięki swojej „solidności” forma ich niejako niesie i podtrzymuje w tych słabościach, jeżeli oczywiście jest wiernie wprowadzana w czyn. Dlatego na poziomie stwarzania takich ram czy takiej przestrzeni, która sprzyja wytworzeniu u uczestników również teocentrycznych trwałych dyspozycji, obrzędy zgodne z UA mają – jeśli można się tak wyrazić – wysoką skuteczność i duży zakres niezależności od doraźnych stanów, personalnych upodobań czy ułomności ludzi, którzy biorą w nich udział.
W liturgii według UR rytualna struktura jest bardzo rozluźniona i rozdrobniona, zaś jej chrystocentryczny (w sensie relacji obrzędu do Chrystusa Eucharystycznego) wymiar jest nieporównanie słabszy, niż w UA. Powodem tego jest przede wszystkim bardzo daleko idąca redukcja gestów czci w stosunku do Najświętszego Sakramentu, do której doszło w trakcie procesu reformatorskiego m.in. w imię likwidacji „zbędnych powtórzeń”. To jest słabość ujawniająca się już na poziomie samego mszału, nie wspominając o mnóstwie rozpowszechnionych praktyk, które ją dodatkowo destabilizują, np. dając odprawiającym szerokie pole do przesycenia rytuału treściami swoich stanów, upodobań, a nawet ułomności. Czy w takim razie oznacza to, że UR jest skazany na brak teocentryczności, skoncentrowania na Bogu? Bynajmniej, jednak kierunek tej koncentracji jest zależny przede wszystkim od nastawienia celebransa i wspólnoty, ich woli pójścia wiernie za „oficjalną” strukturą liturgii i ewentualnego dopełnienia niektórych miejsc aktami własnej pobożności. Co prawda i tak struktura rytualna UR pozostanie osłabiona w porównaniu z UA, jednak ów brak można do pewnego stopnia wyrównać. W tym sensie msza według UR jak najbardziej może być skoncentrowana na Bogu, ale wymaga to uprzedniej woli celebransa i wspólnoty. W tym wypadku zatem to nie forma niesie i podtrzymuje słabych uczestników, ale uczestnicy muszą znaleźć w sobie świadomość, wiarę i siłę (a czasem również nonkonformizm), aby nadać słabej formie odpowiedni kierunek. Na tym polega różnica pomiędzy „może być” a „jest”.
Osobnym problemem przy okazji UR jest fakt, że można sobie wyobrazić zgromadzenie przekonane, że jedyna możliwa koncentracja na Bogu to właśnie antropocentryczny kult wspólnoty (inny człowiek jako jedyny realny locus theologicus w świecie). Wówczas liturgia może być sprawowana w sposób całkowicie horyzontalny, z potraktowaniem Najświętszego Sakramentu jako narzędzia „budowania jedności” (rozumianej socjo- lub psychologicznie, a nie sakramentalnie), przy jednoczesnym przekonaniu uczestników, że oto właśnie oddają cześć Bogu. To był przypadek wielu różnych koncepcji i eksperymentów epoki posoborowej na Zachodzie, których na naszym polskim podwórku szczęśliwie doświadczamy jedynie słabych imitacji lub odprysków.
Tomasz Dekert
Źródło: portal Christianitas