O słowach kardynała raz jeszcze – czego wciąż nie rozumiemy, gdy rozmawiamy o liturgii
Podczas konferencji zorganizowanej z okazji 10-lecia ogłoszenia motu proprio Summorum Pontificum przez Benedykta XVI, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kardynał Robert Sarah, mówiąc o ciszy i skupieniu w liturgii, wskazał urządzenia elektroniczne jako niewłaściwe do użytku liturgicznego.
Zaznaczył, że choć odmawianie brewiarza na nich może wydawać się praktyczne, to nie jest tego warte, jako że desakralizuje modlitwę. Kardynał dodał, że urządzenia te nie są poświęcone i zarezerwowane Bogu, a mimo to używamy je do celów zarówno w sferze sacrum, jak i profanum1.
Słowa te w polskim Internecie wywołały pewne poruszenie, choć biorąc pod uwagę ogólną dezorientację, jaka panuje w temacie liturgii, to moim zdaniem poświęcono im za mało miejsca. Pod różnej maści artykułami nie brakowało komentarzy wysyłających prefekta do liturgicznego niebytu. Wyliczały one purpuratowi jego oderwanie od rzeczywistości, choć najczęściej ograniczały się do wyrażenia prywatnych opinii co do omawianego zagadnienia. O tyle mnie to nie dziwi, że żyjemy w czasach, gdy nie wypada nie mieć zdania na jakiś temat – w tym w kwestiach teologicznych – więc również chrześcijanie chętnie dają upust swoim myślom w Internecie. W tym wypadku trafniej byłoby pisać o odczuciach, bo najczęściej ich komentarze polegały na streszczeniu tego, co komentujący czuje. Może to powodować ogólne złudzenie, że gdy mówimy o teologii, to nasze odczucia mają znaczenie, choć jest to temat na inny tekst. To co mnie jednak dziwi, to artykuły ze znanych portali katolickich, które zdradzają podobne podejście do tego tematu, używając często zbliżonych argumentów do tych znalezionych w postach internautów.
Karol Wilczyński na portalu deon.pl2, choć częściowo zgadza się z wypowiedzią watykańskiego hierarchy, to ostatecznie stwierdza, że przy odpowiednim podejściu do urządzeń elektronicznych i one mogą stać się użytecznym narzędziem. Rozwijając tę myśl, pisze, że jeżeli nie będziemy potrafili modlić się dobrze ze smartfona, nie uda nam się również w przypadku drukowanej wersji. Myślę, że odpowiednim podsumowaniem całej wypowiedzi redaktora portalu są zdania padające pod koniec tekstu: Sednem modlitwy jest to, co mamy w sercu, a nie to, czy odpowiednio przygotowaliśmy warunki zewnętrzne. Brewiarz na smartfonie może być sto razy lepiej przeżyty niż ten odmówiony na książce w skórzanym wydaniu. (…) Smartfony, jeśli tylko pozwalają, by nasza modlitwa była prostsza, przynoszą nam zbawienie. Dlatego nie skupiajmy się zbytnio na formie, ale na sercu.
Wilczyński również odnosi się do tekstu Siostry Małgorzaty Wałejko3 z trzeciego zakonu dominikanek, która, wskazując na zabieganie w swoim rodzicielskim życiu, nie znajduje miejsca na odmówienie liturgii godzin zgodnie z kardynalskimi wymogami. Dominikanka boi się przeakcentowania formy, pisząc, że to treść nadaje formie godność, po czym zaraz przyrównuje kardynała do faryzeuszy, którzy lubowali się w czystości rytualnej. Autorka, nie zatrzymując się na tym, zadaje dodatkowe pytania o to, w czym i kiedy można modlić się w ogóle, znów wskazując na problem formalizmu, w który ma popadać prefekt KKBiDS. W moim krótkim doświadczeniu, jako pasjonata liturgicznego, spotkałem się wielokrotnie z takim podejściem. Wiąże się ono zazwyczaj z pewnym niezrozumieniem, czym jest liturgia, czemu jej forma nam pomaga, a nie przeszkadza, oraz w końcu opiera się na tezie, że to, co odczuwam, jest obiektywnym kryterium oceny pewnych kwestii, np. liturgicznych, jako że są one związane z wiarą i duchowością wiernych.
Ostatnia wypowiedź, którą chciałbym przytoczyć, należy do ks. Michała Lubowickiego i została zamieszczona na portalu aleteia.org4. Duchowny najpierw wskazuje, że wypowiedź kardynała zapewne dotyczyła publicznych celebracji, a nie prywatnej modlitwy, oraz że była to konferencja dla liturgistów, co należy wziąć pod uwagę, analizując wypowiedź purpurata. Następnie kapłan stwierdza, że: Kardynał bynajmniej nie zabronił ani nie potępił odmawiania Liturgii Godzin za pomocą aplikacji w komórce. Nie odmówił ważności ani wartości modlitwie z tabletem w ręku. Zaś na końcu tekstu podsumowuje: (…) każdemu wolno modlić się tak, jak mu to najbardziej odpowiada. Ale we wspólnej celebracji liturgii powinniśmy zwracać uwagę na wagę i wymowę składających się na nią znaków.
Zapewne na innych portalach, albo nawet na tych samych, pojawiły się inne wypowiedzi, ale w tym tekście nie chcę zajmować się statystyką ani socjologią, lecz postaram się raczej ukazać, dlaczego powyższe wypowiedzi są błędne i nie wytrzymują konfrontacji z myślą Kościoła. Chciałbym jednocześnie mocno podkreślić, że nie mam wątpliwości, co do szczerych intencji autorów przytoczonych opinii. Temat jest zdecydowanie delikatny i nieraz ciężko go uchwycić, stąd nawarstwia się wokół niego tyle nieporozumień.
Zacznijmy od tego, że kardynał Sarah nie powiedział nic nowego. Liturgia godzin – jak sama nazwa wskazuje – jest liturgią, a wszystko, co się jej tyczy, należy do władzy Kościoła. Mówi o tym dobitnie encyklika Piusa XII Mediator Dei: Kościół mianowicie jest społecznością, a zatem potrzebuje własnego autorytetu i Hierarchii. Wszystkie członki Ciała Mistycznego uczestniczą wprawdzie w tych samych dobrach i dążą do jednakowego celu, jednakże nie wszystkie piastują tę samą władzę i nie wszystkie mogą wykonywać jednakowe czynności. Boski Zbawiciel pragnął bowiem, by Jego Królestwo zasadzało się na świętym porządku i opierało się na jakimś stałym fundamencie. Porządek ten jest niejako obrazem Hierarchii niebieskiej. W innym fragmencie encykliki czytamy: Ponieważ więc liturgia święta dokonuje się w pierwszym rzędzie przez kapłanów w imieniu Kościoła, przeto jej układ, kierownictwo i forma muszą zależeć od władzy Kościoła. Wynika to z samej natury kultu chrześcijańskiego, a doznaje potwierdzenia również z strony dokumentów historycznych. Widzimy zatem, bez cienia wątpliwości, że jeżeli chodzi o liturgię, to Kościół katolicki wydaje obowiązujące normy i określa formy wszelkich liturgii, aby nikt nie miał wątpliwości, jak należy sprawować święte czynności. Jeśli chodzi o źródła tego prawodawstwa, to są nimi księgi liturgiczne, które przygotowuje wspomniana kongregacja – bądź specjalna komisja do tego powołana – a które potwierdza swoją władza i autorytetem Ojciec Święty. Informacje o tym znajdziemy w instrukcji KKBiDS Redemptionis Sacramentum: Wszyscy wierni mają prawo do prawdziwej liturgii, a w sposób szczególny do celebracji Mszy św., która winna być taka, jaką chciał i ustanowił Kościół, tak jak określają przepisy w księgach liturgicznych oraz w innych normach i aktach prawnych. Co prawda instrukcja ta dotyczy tylko Eucharystii, jednak przytoczony fragment pasuje do liturgii w ogóle. Każda liturgia powinna być taka, jaką chciał widzieć Kościół. Nie jest jasne, skąd u świeckich i kapłanów chęć decydowania o tym, co jest dobre dla Kościoła, czy dla nich samych w kwestiach, które do nich nie należą. Sami zainteresowani nie wysnuwają przecież teologicznych argumentów podpartych nauczaniem Magisterium Kościoła, raczej skupiając się na swojej prywatnej wizji. Oczywiście każdy może mieć swoje opinie, choćby błędne, jednak nie powinno się ich tak ochoczo wcielać w życie wbrew temu, co obowiązuje. Nawet gdyby dana opinia na temat liturgii lepiej odzwierciedlała myśl teologiczną Kościoła, to w pokorze należy uznać komu przysługuje prawo do zmiany tego, co dotyczy publicznego kultu Kościoła. Mówi o tym cytowana już encyklika Mediator Dei: Jedynie zatem Najwyższemu Pasterzowi przysługuje prawo rewidowania i stanowienia przepisów o sprawowaniu kultu Bożego, oraz wprowadzania i zatwierdzania nowych obrzędów, jak również zmieniania ich, o ile to uzna za potrzebne. Biskupi zaś mają prawo i obowiązek pilnego czuwania, by przepisy kanonów świętych, tyczące się kultu Bożego, były ściśle przestrzegane. Podobnie w tej materii wyraża się instrukcja Redemptionis Sacramentum, która powtarza artykuły Konstytucji o liturgii Soboru Watykańskiego II Sacrosanctum Concilium. Brewiarz jest również księgą liturgiczną, więc jako jedyny naprawdę nadaje się do odprawiania publicznego kultu Kościoła w ramach liturgii godzin. Posiadając tę garść informacji o nauczaniu Kościoła jasne jest, że słowa kardynała Saraha nie wprowadzają żadnej nowości w nauczaniu (zresztą formalnie nie mogłyby), tylko są przypomnieniem tego, co było znane od wieków, a co zostało wielokrotnie powtórzone tylko w ciągu ostatnich parudziesięciu lat.
Widzimy zatem, że zdanie Karola Wilczyńskiego Sednem modlitwy jest to, co mamy w sercu, a nie to, czy odpowiednio przygotowaliśmy warunki zewnętrzne nie mieści się w nauczaniu Kościoła o liturgii. Generalnie tego typu sformułowania są mocno problematyczne, bo każą wybierać pomiędzy wewnętrznym nastawieniem a zewnętrznymi warunkami, a przecież te drugie są o wiele prostsze do spełnienia. Czemu zatem ich z łatwością nie spełnić i nie skupić się na swoim wnętrzu, by miłować Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22, 37). Pytanie, czy można modlić się lepiej ze smartfona niż z księgi liturgicznej nie jest odpowiednie, bo ważniejsze jest, jak Kościół chce, abym czynił publiczny kult wobec Boga. Zresztą, jeżeli ktoś potrafi dobrze modlić się z urządzenia przenośnego, to czy tym bardziej nie będzie potrafił modlić się z drukowanego tekstu? Jest jakaś jakościowa różnica, która tego uniemożliwia? Myli się również ks. Lubowicki, pisząc, że ks. kard. Sarah nie odmawia słuszności odmawiania Liturgii Godzin z urządzeń elektronicznych, a raczej nie tyle się myli, co pisze nieściśle. Jedynie bowiem księgi liturgiczne są właściwym i potwierdzonym źródłem tekstów obrzędów i żadna komórka ich nie zastąpi. Nie wynika to oczywiście z tego, że brewiarz na komórce ma inną treść niż ten z księgi, ale Watykan nie zatwierdził innego źródła jako słusznego do sprawowania oficjalnych obrzędów.
M. Wałejko w swoim tekście pisze lekko kpiąco: to subtelne „straszenie Bogiem”: ej, uważaj jak się modlisz, bo niektóre formy modlitwy się JEMU NIE SPODOBAJĄ! Możesz modlić się za pomocą przedmiotów Bogu poświęconych, a za pomocą tych Jemu niepoświęconych – nie! Ta logika żywo przypomina faryzejskie przedkładanie formy nad treść. Dominikanka zdaje się zapominać, że choćby w Starym Testamencieodnajdujemy szereg fragmentów, które mówią o woni miłej Bogu, płynącej z ofiar całopalnych, które były oficjalnym kultem narodu wybranego, a oprócz tego żydzi modlili się w synagodze, co też czynił sam Jezus. Czyli mamy jasne oddzielenie publicznego kultu od indywidualnej duchowości wiernego. W odnowionym kulcie to sformułowanie wciąż jest aktualne, bowiem już przytoczyłem fragmenty dotyczące hierarchiczności Kościoła wynikającej z zamysłu Bożego, a dodatkowo sama encyklika Mediator Dei mówi o kulcie miłym Bogu: (…) Chrystus w duszach ludzkich niejako się zakorzenia i rozkrzewia i gdy nawzajem dusze ludzkie niejako Chrystusem się budują i pomnażają, mianowicie tak, iżby na tym ziemskim wygnaniu codziennie poszerzał się święty przybytek, w którym Majestat Boży otrzymuje miły i prawowity kult. Dlatego też w każdej czynność liturgicznej wraz z Kościołem obecny jest Jego Boski Założyciel. Liturgia sprawowana obecnie na ziemi jest jedynie przedsmakiem liturgii niebiańskiej (KL 8) i powinna w najwyższym możliwym stopniu starać się ją odwzorowywać za pomocą piękna i znaków, poprzez które dostrzegalne wyraża się i w sposób właściwy dla poszczególnych znaków dokonuje uświęcenie człowieka (KL 7). Następnie ojcowie tak podsumowali istotę i działanie liturgii: dlatego każda celebracja liturgiczna jako działanie Chrystusa-Kapłana i Jego Ciała, czyli Kościoła, jest czynnością w najwyższym stopniu świętą, której skuteczności z tego samego tytułu i w tym samym stopniu nie posiada żadna inna czynność Kościoła. Jasno to pokazuje jak publiczny kult Kościoła musi być przyjemny Bogu. Warto jeszcze zwrócić uwagę z jakim dostojeństwem i harmonią cechują się opisy liturgii niebiańskich, licznych hymnów i kantyków, formuł i gestów liturgicznych znajdujących się w księdze Apokalipsy. Znów kult Oblubienicy wobec swojego Oblubieńca ukazany jest z najwyższą godnością. Tym bardziej należy podejść do liturgii z wyjątkową czułością, intymnością i wrażliwością, aby to, co Mistyczne Ciało – czyli członki wraz ze swoją Głową Jezusem Chrystusem – zanosi do Ojca Niebieskiego (por. encyklika Mediator Dei) było wspólne, wolne od własnych zachcianek i piękne.
Zauważmy jeszcze inną kwestię – liturgia jest czymś raczej rzadkim w przeciętnej katolickiej codzienności. Ile godzin dziennie spędzamy na uczestnictwie w niej? Nie mam tu na myśli chociażby benedyktynów, których życie pulsuje w rytm sprawowania świętych obrzędów, ale kapłanów diecezjalnych sprawujących Mszę św., jutrznię i nieszpory, czy świeckich w najlepszym wypadku uczestniczących w takiej samej liczbie liturgii, jak ci kapłani. Reszta pobożności jest nasza – chcesz modlić się w piżamie, czy karmiąc piersią – jak pisze s. Małgorzata – to czyń to. Wprost o tym św. Paweł w Liście do Koryntian: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1 Kor 10, 31). Jeśli nasza codzienność będzie pozbawiona Jego obecności, to co nam z liturgii choćby najpiękniej sprawowanej? Jednak tak jak Kościół nie narzuca nam ram dla naszej prywatnej pobożności, tak my postarajmy się z pokorą wsłuchiwać się w głos kolejnych pokoleń teologów, zamiast z ochotą „na własną rękę” korygować naukę Kościoła, szczególnie że, jak wspomniałem, liczne uwagi na temat liturgii często nie są podparte Magisterium Kościoła. Może się też niektórym wydawać, że ignorowanie prawodawstwa kościelnego dotyczącego Liturgii Godzin jest czymś drobnym i nieistotnym. Obyśmy nie wpadali w tę pułapkę relatywizmu i subiektywnego oceniania, co Kościół może, a czego nie może, bo jak mówi Pan Jezus w Ewangelii wg Łukasza: kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie (Łk 16, 10). Sprawowanie publicznego kultu Kościoła zgodnie z wolą Oblubienicy Chrystusa jest przyjemnością, jaką możemy sprawić Panu Bogu, bo pokora jest tym, co szczególnie cieszy Boga, a pycha – najgorszym grzechem. Świetnie podsumowuje to Katechizm Kościoła Katolickiego gdzie można przeczytać o wolności, która staje się tym bardziej udziałem naszego życia im więcej dobra czynimy, jednak wybór nieposłuszeństwa i zła jest nadużyciem wolności i prowadzi do „niewoli grzechu” (KKK 1732).
Chciałbym jeszcze odnieść się do stwierdzenia, że to „serce” jest najważniejsze – nie zaś forma oraz obawy, że ramy modlitwy liturgicznej przesłonią jej wewnętrzny sens i wyraz. Jestem przekonany, że tego typu przemyślenia są wynikiem naturalnej chęci wiernych, aby jak najprędzej i najlepiej dotrzeć do Boga, który jest jedynym źródłem naszego szczęścia i prawdziwej miłości. Jednak, jak już wcześniej zaznaczyłem, wybór pomiędzy tymi dwoma elementami jest sztuczny, ponieważ jak czytamy w Mediator Dei: pełny kult jaki Kościół oddaje Bogu, ma być zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny. Co do kultu zewnętrznego, to z dalszych zdań można wyczytać, że transcendencja wyraża się w sposób niedoskonały poprzez zmysły. Kult zewnętrzny ujawnia jedność Ciała Mistycznego, jednocześnie wzmacniając Je. Świetnie podsumowuje to Pius XII, cytując w encyklice słowa kardynała Bona: Aczkolwiek ceremonie same w sobie nie zawierają żadnej doskonałości, ani świętości, budzi się w duszy cześć dla rzeczy świętych, myśl wznosi się ku niebu, pobożność się wzmacnia, a miłość rozpala, rośnie wiara, gorliwość się utwierdza, dusze proste doznają pouczenia, przystraja się kult Boży, zachowuje się religia, a prawdziwych chrześcijan można odróżnić od fałszywych i innowierców.
Oczywiście kult sprawowany wobec Boga nie może kończyć się na tym, co zewnętrzne. Faktycznie głównym elementem liturgii jest kult wewnętrzny, czego przejawem jest życie z Jezusem w swojej codzienności. Wyrazem tego jest oddawanie Mu naszych radości i smutków; naszych wątpliwości, zmęczenia i słabości. Naturalnie Bóg wszechmogący i tak o tym wszystkim wie, a w ten sposób tylko umacniamy nasze więzi z Nim, który ukochawszy swoje dzieci bardzo pragnie je często słyszeć. Jeżeli zaniedbamy kult wewnętrzny, to liturgia faktycznie staje się pustą formą – musztrą, ale nie powinniśmy obawiać się z góry, że chęć, aby jej ramy formalne były zachowane jest automatycznym zaniedbaniem kultu wewnętrznego, bowiem poprawnie stosowana forma pomaga w budowaniu duchowości5. Skoro jesteśmy bytem duchowo-cielesnym, to cała nasza osoba uczestniczy w modlitwie – nie tylko dusza, ale również ciało. Zachowanie odpowiednich warunków do odmawiania liturgii oraz stosowanie się do jej przepisów, jest przejawem naszej miłości do Kościoła, który nas prowadzi do swojego Oblubieńca.
Gdybym jednak na powyższych uwagach zakończył swoje przemyślenia, to ten tekst byłby niczym innym niż akademickim rozważaniem. Faktycznie świeccy niezakonni wiodą życie dosyć dynamiczne i problemy wspomniane przez dominikankę są jak najbardziej aktualne. Szczególnie rodzice często nie posiadają luksusu wolnych 15 minut, aby w spokoju odmówić brewiarz, a jeżeli już nadarzy się taka okazja, to mogą być oni zbyt zmęczeni. Oprócz samej księgi potrzebujemy jeszcze odpowiednich warunków do spokojnej modlitwy. Pisze to człowiek często odmawiający jutrznię w metrze, z czego nie jestem szczególnie dumny – oby udało mi się zdyscyplinować tej kwestii. Liturgia Godzin albo straciła w naszych oczach na wyjątkowości, albo stała się tak popularna wśród wiernych, że zapomnieliśmy z czym wiąże się jej odmawianie. Być może KKBiDS powinna wydać odpowiednie pouczenia dotyczące odmawiania brewiarza przez laikat, które wskażą na czyhające zagrożenia i zaproponują konkretne rozwiązania. Osobiście jestem w stanie wyobrazić sobie pewne wyjątkowe okoliczności, gdy odmawianie oficjum z urządzenia przenośnego będzie akceptowalne, choć powinniśmy pilnować się, by były to sporadyczne wypadki. Jeżeli naprawdę jest nam droga oficjalna modlitwa Kościoła, to zastanówmy się, czy chcemy wbiegać w rytm liturgiczny Kościoła z pośpiechem. To nie jest tylko kolejna modlitwa w naszym zestawie ulubionych litanii. Może rzadszy brewiarz będzie przez nas bardziej doceniany, czego sobie i czytelnikom życzę z całego serca.
Chciałbym zakończyć swoje przemyślenia kolejnym fragmentem z Mediator Dei, pokazującym tę wrażliwość i czułość, z jaką Matka Kościół traktuje duchowość swoich dzieci. Kościół więc pragnie gorąco, by wszyscy w tym celu rzucali się do nóg Zbawiciela, aby wyznawać Mu swe uwielbienie i swoją miłość; pragnie, by rzesze za przykładem chłopiąt, które z radosnym śpiewem zabiegały Chrystusowi, wjeżdżającemu do Jerozolimy, śpiewały hymny i Króla Królów, Stwórcę Najwyższego wszelkich darów, czciły pieśnią chwały i dziękczynieniem; pragnie, by usta rzesz wypowiadały modlitwy, już to błagalne, już to radosne i dziękczynne, aby pokolenia doświadczały przez niego skutków Jego miłosierdzia i Jego potęgi.
Stanisław Artymowski
Źródło: liturgia.pl
- We all benefit from the advances of modern technology, but the many (maybe too many?) technological devices upon which we rely can enslave us in a constant stream of communication and demands for instant responses. We must leave this behind if we are to celebrate the liturgy properly. Perhaps it is very practical and convenient to pray the breviary with my own mobile phone or tablet or another electronic device, but it is not worthy: it desacralizes prayer. These apparatuses are not instruments consecrated and reserved to God, but we use them for God and also for profane things! Electronic devices must be turned off, or better still they can be left behind at home when we come to worship God, http://www.newliturgicalmovement.org/2017/09/silence-and-primacy-of-god-in-sacred.html#.WcONoiMrK-o [dostęp 06.11.2017].[↩]
- https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2995,czy-mozna-modlic-sie-na-smartfonie.html [dostęp 06.11.2017].[↩]
- https://blog.dominikanie.pl/malgorzata-walejko/2017/09/18/nie-swiety-smartfon/?utm_source=deon&utm_medium=link_artykul [dostęp 06.11.2017].[↩]
- https://pl.aleteia.org/2017/09/22/czy-modlitwa-za-pomoca-komorki-jest-gorsza-co-tak-naprawde-powiedzial-kard-sarah/ [dostęp 06.11.2017].[↩]
- Pamiętajmy, że kwestia odpowiedniego przystosowania duszy do zewnętrznych przejawów naszego życia chrześcijańskiego również dotyka kwestii postów. Kto nie będzie jeść mięsa w piątek tylko po to, aby postępować zgodnie z przepisami Kodeksu Prawa Kanonicznego, jednocześnie nie czyniąc z tego umartwienia i nie ofiarowując tego Panu Jezusowi, ten mało zyskuje, a zapewne więcej traci, bo może żyć w fałszywym przekonaniu, że zrobił to, co od niego oczekiwano.[↩]