Ołtarz i przestrzeń wokół ołtarza kiedyś i dziś

W świątyni tak się wpatruję w Ciebie, bym ujrzal Twoją potęgę i chwałę
(Ps. 63, 3) (62)

Ja zaś w sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze, powstając ze snu nasycę się Twoim widokiem
(Ps. 17, 15) (16)

Te słowa Psalmisty oddają wewnętrzne przeżywanie, z którym starotestamentowy wierny wstępował do Świątyni w Jerozolimie; nie jest to w końcu nic innego jak prośba Moj­żesza do Boga, aby mógł zobaczyć Jego oblicze (por. Wj, 33 18-23). Jak Mojżesz ujrzał tylko „plecy Jahwe”, tak i wierzący Izraelita oglądał tylko świątynię Boga, a i tą, gdy nie był kapła­nem, tylko z zewnątrz.

Podobną do Psalmisty intencję winien posiadać rów­nież każdy chodzący do chrześcijańskiego Domu Bożego (Domus Dei), powinien mianowicie mieć życzenie oglądania „chwały Boga” i odczuwania Jego „mocy”, tak jak objawia się ona w nabożeństwie, w liturgicznych rytach oraz w obrazie. Oglądamy Pana ukrytego pod eucharystycznymi postaciami, albowiem musielibyśmy umrzeć, gdybyśmy mogli ujrzeć obli­cze Boga tu na ziemi. (por. Wj, 32, 23).

Orygenes przypomina, że „w zgromadzeniach wier­nych, oprócz dusz świętych, biorą udział zarówno zastępy anio­łów, jak i moc samego Pana oraz duchy świętych” (De orat. 31, 5). Natomiast syryjski poeta Baleusz sądzi, że „Abyśmy mogli znaleźć Go na ziemi, Pan wybudował sobie dom pomię­dzy śmiertelnikami i postawił ołtarze…, tak aby Kościół otrzymywał przy nich życie. Niech nikt się nie łudzi, tutaj przebywa Król! Idźmy do świątyni, aby Go oglądać” (BKV Bd. 6, s. 64).

Aby ujrzeć coś z „potęgi i chwały” Boga i przeżyć je podczas nabożeństwa, ludzie zbudowali kościoły i katedry w poprzednich stuleciach, dekorując je stosownie do swoich możliwości. Znosili przy tym majętności, aby ich Dom Boży był wspaniały jak przystoi Mieszkaniu Boga, podczas gdy sami zamieszkiwali często ubogie chaty. Ale to była ich Świętość; należała do nich wszystkich.

Jeszcze nigdy przedtem nie zbudowano tak wielu no­wych kościołów, jak w latach bezpośrednio po II wojnie świa­towej. W większości przypominają budynki czysto funkcjonalne, które celowo rezygnują z bycia dziełami sztuki, chociaż kosztowały miliony. Z technicznego punktu widzenia nic im nie brakuje: mają dobrą akustykę oraz posiadają działającą bez zarzutu wentylację; są dobrze oświetlone i łatwe do ogrzewa­nia. Ołtarz można oglądać ze wszystkich stron.

Nie są jednak żadnymi Domami Bożymi we właści­wym tego słowa rozumieniu. Nie są sakralną przestrzenią, świą­tynią Boga, do której chętnie się chodzi, aby adorować Boga i przedstawiać Mu swoje prośby. Są to sale zebrań, do których się nie przychodzi, z wyjątkiem czasu przeznaczonego na na­bożeństwa. Jako odpowiednik „mieszkalnych silosów” wzglę­dnie „garaży dla ludzi” (jak nazywa się osiedla bloków w no­woczesnych miastach), zyskały sobie one w potocznej opinii miano „silosów dla dusz” albo „ojczenaszkowych garaży” („Paternostergarage”).

Inne kościelne budowle mają świadome aspiracje do bycia dziełami sztuki; swój wzór mają w kościele pielgrzym­kowym w Ronchamp. W tym przypadku znanemu architekto­wi Le Corbusierowi, agnostykowi, udało się stworzyć archi­tektoniczne dzieło sztuki. Nie powstał z tego jednak kościół.Być może jest to jakieś pomieszczenie przeznaczone do modli­twy, do medytacji, ale nic więcej.

Kościół w Ronchamps w późniejszym czasie stał się modelem, a budownictwo kościelne areną dla subiektywizmu architektów. Stało się to możliwe tym bardziej, że coraz bardziej przebijało się twierdzenie o nie istnieniu „sakralnych pomiesz­czeń” będących przeciwieństwem „świata profanum”.

Nowe budowle stały się przez to symbolem naszych czasów, a nawet znakiem rozkładu dotychczasowych norm oraz obrazem chaosu współczesnego świata. A przecież w stosunku do sakralnego pomieszczenia obowiązują własne, specyficzne prawa, które nie podlegają modzie i przemianom czasu. Tutaj w szczególny sposób przebywa Bóg, podobnie jak w Świątyni Jerozolimskiej. Tutaj sprawowana jest Służba Boża.

Do tego dochodzi drugi czynnik: brakuje duchowych i teologicznych przesłanek. Życie publiczne jest w wysokim stopniu zsekularyzowane. Kościoły chrześcijańskie nie są już, niestety, siłą nośną w zachodnim społeczeństwie. A jednak ar­chitekci budują tak, jakby nic się nie zmieniło, zwłaszcza, że najczęściej nie brakuje na to pieniędzy. Olbrzymie centra parafialne budowane na przedmieściach stwarzają wrażenie, jako­by Kościół był ciągle silnym magnesem przyciągającym ludzi.

W przyszłości chodzić będzie o to, aby stawiać tylko proste, stosunkowo małe budowle, które na zewnątrz mało rzu­cają się w oczy, od środka zaś są dobrze urządzonym wnętrzem, całkowicie nastawionym na cel kultowy. W podobny sposób wczesnochrześcijańska bazylika mało się rzucała w oczy od strony ulicy, wewnątrz jednak, przez bogactwo zasłon i lamp, a przede wszystkim przez kosztowne ozdoby ołtarza i prezbi­terium, tworzyła godne ramy dla dokonującego się tutaj miste­rium. W nowszych kościołach napotykamy rozmaite rozwią­zania przestrzeni prezbiterium. W budowlach okresu między­wojennego trzeba było wstępować po licznych schodach i dla­tego ołtarz wyglądał jakby stał na scenie; ostatnimi czasy zo­stał on za to umieszczony jako „ołtarzowa wyspa” i usytuowa­ny możliwie blisko wiernych.

Centrum tak pojętej przestrzeni ołtarza tworzy płyta ołtarza (mensa), pozbawiona jakichkolwiek ozdób. Obok niej umiejscowiony jest pulpit do czytania, wykonany jak i ołtarz, z kamienia, za nimi zaś trzy (albo więcej) wyściełane siedzenia dla celebransa i jego asysty. Dalej, gdzieś na i tak nagiej ścianie kościoła znajduje się tabernakulum. Krzyża, na który dotychczas zwracało się spojrzenie modlących, zazwyczaj nie ma, albo w miniaturowej postaci leży na ołtarzu. Na ołtarzu też, obok obowiązkowego wazonu z kwiatami, stoi w grupie kilka świec – albo, gdy chodzi o większy świecznik, stoją one na ziemi obok ołtarza.

Natomiast kościoły na Wschodzie jeszcze dzisiaj bu­dowane są w ten sam sposób w jaki były budowane przed ty­siącem i więcej lat oraz są przystrojone ikonami i malowidła­mi. Chodzi w tym przypadku o typową sztukę, w której to za­równo budowniczy, jak i artysta związani są „typosem” – tra­dycyjnym wzorcem, ale tak że nie prowadzi to do zuniformizowanej sztuki.

Również na Zachodzie, we wspólnej tradycji ze Wschodem, za istotne uważano wyodrębnienie przestrzeni oł­tarza, od pomieszczenia dla wiernych (tak, jak niegdyś w przypadku miejsca „Świętego Świętych” w okręgu świątynnym w Jerozolimie). Powtarzana bardzo często dziś reguła, jakoby „ołtarz powinien być centrum”, jest więc fałszywa, jeśli rozu­mie się ją w sensie umiarkowanym.

Ołtarz jest punktem ogniskującym święte wydarzenia, na nim to spoczywa podczas odprawiania Mszy św. „Baranek, jakby zabity” – jak powiada Apokalipsa (5,6). Stąd św. Hildegarda z Bingen nazywa ołtarz „życiodajnym stołem” i mówi, że „gdy kapłan przystępuje do ołtarza, aby odprawiać boskie Misterium, z Nieba spływa nagle błyszcząca światłość. Anio­łowie zstępują, światło otacza ołtarz… i duchy niebieskie gotu­ją się do sprawowania świętej Służby” (Scivias II, 6).

Do ścisłego oddzielenia obszaru związanego z ołta­rzem od nawy kościoła doszło w czasie, gdy do kościoła za­częły napływać tłumy ludzi, a więc najpóźniej wkrótce po roku 300. Ustawiono wówczas balustrady oddzielające chór i za­wieszono zasłony, jedną przy baldachimie ponad ołtarzem, dru­gą nad pergolą tworzoną przez wspomniane balustrady, w mniej­szych kościołach balustrady te składały się wyłącznie z drew­nianych poprzecznych belek, (por. ilustr. 1). Robiono to ze świa­domością, że Misterium, które sprawowane jest na ołtarzu musi być chronione przez to, że nie wystawia się go bezpośrednio na ludzkie spojrzenia.

Bizantyjski ikonostas nie jest niczym innym, jak dal­szym rozwinięciem owych wczesnochrześcijańskich balustrad chórowych (cancelli). Zazwyczaj ikonostas posiada troje drzwi, tak jak cancelli, ustawione w bazylice Hagia Sophia w Kon­stantynopolu już za cesarza Justyniana (zm. 565 r.); przedsta­wiały one, co było również powszechne w późniejszych wiekach, wizerunki Chrystusa i Maryi, aniołów, proroków i apo­stołów. Z tego samego czasu pochodzi słynna ikona Chrystusa z klasztoru na Synaju, która ze względu na swoje rozmiary – ma 84 centymetry wysokości – może pochodzić właśnie z takiego wczesnego ikonostasu. Ikony były i są umieszczane częściowo pomiędzy kolumnami pergoli i częściowo nad nią, tworząc tzw. grupę deesis (Chrystus umieszczony miedzy Ma­ryją a św. Janem Ewangelistą).

W Kościele zachodnim zasłony ołtarza i balustrad chó­rowych (vela) wyszły ostatecznie z użycia dopiero w kościołach barokowych, w których wszystko było wystawione na widok i światło. Tak wiec jeszcze w sakramentarzu z Angoulême (około 800 roku) na końcu formularza podczas konsekracji kościoła znajdujemy następujące zdanie: „Następnie ołtarze zo­staną okryte obrusami i zawiesi się zasłony świątynne (vela templi)” (por. Duchesne, Origines du culte chretien, 3wyd., s. 485).

Podobnie jest w rycie konsekracji kościoła, zamiesz­czonym w sakramentarzu Drogona (IX wiek), według którego zasłona (velum) zawieszona jest miedzy nawą a ołtarzem – inter aedem et altare (por. Duchesne, s. 488).

Ważne jest, abyśmy nauczyli się szacunku dla ołtarza.

Zarówno we wschodnim, jak i zachodnim Kościele jest zwyczajem, że kapłan podchodzący do ołtarza oddaje przed nim głęboki pokłon; a w Księdze Wyjścia (29, 37), gdy mowa jest o ołtarzu w Namiocie czytamy: „Cokolwiek dotknie się ołtarza, będzie również święte”. Także Jezus mówi o tym, że „ołtarz jest tym, co uświęca ofiarę” (Mt, 23, 19) i dopiero wte­dy można na nim składać swoje dary, gdy pojednało się ze swo­im bratem (por. Mt, 5, 24).

Podczas składania nowotestamentowej Ofiary, ołtarz staje się Bożym Tronem. Dlatego Jan Chryzostom napomina swoich słuchaczy:

„Pomyślcie o tym, kto tutaj zstępuje. Drzyjcie zawcza­su. Albowiem każdy, który nawet na pusty tron Króla spoglą­da, drży w sercu czekając na Jego przyjście” (PG 61, 313).

We wczesnym Kościele (i później), z baldachimu umieszczonego nad ołtarzem zwisało także, poza świecznikiem, złote lub srebrne naczynie, najczęściej w kształcie gołębia, w którym przechowywano Eucharystię (przeznaczoną dla cho­rych). Także we wczesnym okresie stosowano do tego celu skrzyneczkę, która na wzór starotestamentowej Arki Przymie­rza (arca) była zbudowana z drzewa (akacjowego) i obita płyt­kami złota (por. Wj, 37, 1-9). Taki właśnie piękny egzemplarz jest przechowywany w Chur (Szwajcaria); pochodzi on z VIII wieku. Z IX w. pochodzi złocone cyborium cesarza Arnulfa, swego czasu przechowywane u Św. Emmerama w Ratyzbonie, obecnie znajdujące się w Monachium. Ze swoimi czterema ko­lumienkami wykazuje ono duże podobieństwo do „artophoriona”, które do dzisiejszego dnia regularnie widuje się na ołtarzu w kościołach bizantyjskich.

Wspomniane sprzęty liturgiczne zazwyczaj stały na ołtarzu, albo w niszy w jego tylnej stronie. Z tych właśnie sprzę­tów w okresie nowożytnym rozwinęło się tabernakulum ołtarzowe z metalu. Jeszcze w XIII w. Durandus w swoich Rationale divinorum officiorum mówi o umieszczeniu na ołtarzu „arki”, „w której przechowywane są razem Ciało Pańskie i re­likwie” (I, 2 De altari n. 2). Za to późniejszej daty jest przecho­wywanie eucharystycznego Chleba w „domku sakramental­nym” umieszczonym w lewej ścianie chóru, który głównie uży­wany był w gotyku. W każdym razie przechowywanie na ołta­rzu jest w pełni uzasadnione. Jednakże nie ma nic przeciwko przechowywaniu świętej Eucharystii w innym, godnym tego miejscu w kościele.

W górnej części ściany apsydy, przy której znajdował się tron biskupi i miejsca dla kapłanów, aż do V w. przedsta­wiano tylko krzyż, jak zaświadcza o tym Nilus z Ancyry (zm. 430 r). Widoczne jest to i dzisiaj w szeregu rzymskich mozaik, gdzie dodatkowo oprócz krzyża, przedstawiony jest nauczają­cy Chrystus w otoczeniu Apostołów. Później zaś, aż do czasów gotyku, i to w sposób jednolity, ukazywano Chrystusa w mandorli tronującego na tęczy, w otoczeniu czterech apokaliptycznych istot (Ap 4, 8 i n.) i aniołów; pod tym znajdowali się ustawieni w rzędzie: Matka Boża, Apostołowie i inni święci, jako repre­zentanci niebieskiej społeczności.

Podczas sprawowania Eucharystii, wierni spoglądali na obraz tronującego w niebie Chrystusa, którego to obecności pośród siebie byli w pełni świadomi. W każdym razie nie wy­starczyło mieć w pamięci słów Pana: „Bo gdzie są dwaj, albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt, 18, 20) – musiało to być także w sposób spostrzegalny dla zmysłów oddane w obrazie.

Pusta ściana apsydy, spotykana w licznych współcze­snych świątyniach, wcześniej była nie do pomyślenia. Po ukoń­czeniu budowy nowego kościoła wyposażano tę, jak i pozosta­łe ściany prezbiterium malowidłami i mozaikami. Wspomnieć tu wystarczy wspaniałe mozaiki bazyliki w Rawennie oraz ka­tedr w Wenecji, Torcello i Parenzo.

Tak, jak malowidła w apsydzie miały przede wszyst­kim charakter kultowy, ponieważ wskazywały na obecność wy­wyższonego Pana wśród jego owczarni – mówiliśmy o tym już wcześniej – tak malowidła znajdujące się na ścianach nawy ko­ścioła i zawierające sceny ze Starego i Nowego Testamentu, w zachodnim rozumieniu służyły głównie celom dydaktycznym. Miały pouczać wiernych o wydarzeniach zbawczych.

Natomiast bizantyjski wschód w owych wizerunkach upatruje przede wszystkim uobecnienie świętych misteriów, po­dobnie jak liczne wizerunki świętych umieszczone na kolum­nach i bocznych ścianach mają za zadanie uzmysławiać obec­ność niebieskiej społeczności, względnie symbolizować dołą­czanie się do niej (por. Hbr, 12, 22).

W ten więc sposób wnętrze ortodoksyjnego kościoła staje się miejscem, gdzie łączą się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; gdzie objawia się wieczność, czyli hodie (dzisiaj); słowo od którego rozpoczyna się wiele uroczystych śpiewów; gdzie to, co niebiańskie łączy się z tym, co ziemskie.

W kościołach budowanych na Zachodzie spojrzenie wiernych – o czym już mówiliśmy – kierowało się przede wszystkim ku wizerunkowi uwielbionego Syna Bożego, jak i ku Krzyżowi, znakowi naszego zbawienia. Przy tym krzyż był postrzegany głównie jako znak zwycięstwa, jako „znak Syna Człowieczego” (Mt, 24, 30) pojawiający się podczas ponownego przyjścia Chrystusa na końcu czasów; dlatego też krzyż był kosztownie ozdabiany złotem i kamieniami szlachetnymi. Miał on swoje miejsce na, względnie za ołtarzem, i aż do czasów ro­mańskich nie było na nim wizerunku ukrzyżowanego Pana.

Dopiero później stało się praktyką malowanie na krzy­żu obrazu przedstawiającego Ukrzyżowanego (albo oddawano to samo w emalii), ale nawet wówczas nie tyle chodziło o uka­zanie Go, jako cierpiącego, umierającego w mękach, co o po­kazanie Tego, który pokonał śmierć, albo jako Arcykapłana.

Plastyczne przedstawienie Ciała Pańskiego na krzy­żu, co później stało się zwyczajową praktyką na Zachodzie, na Wschodzie zasadniczo było odrzucane, gdyż (jak wówczas uważano) w ten sposób nadmiernie akcentowane było to, co cielesne i ludzkie.

Ponieważ według tradycyjnego poglądu wizerunek otoczonego chwałą Syna Bożego w apsydzie oraz krzyż znaj­dujący się na lub ponad ołtarzem były istotnymi elementami wyposażenia prezbiterium, dlatego nigdy nie poddawano w wąt­pliwość, że spojrzenie kapłana odprawiającego Najświętszą Ofiarę ma kierować się na wschód, w kierunku krzyża i obrazu uwielbionego Chrystusa – nie zaś, jak to się obecnie dzieje pod­czas celebry versus populum (przodem do ludu), w kierunku wiernych uczestniczących w nabożeństwie .

Tylko nieliczne nowoczesne kościoły uwidaczniają swoją architekturą wspomniany wyżej punkt odniesienia. Mało tego, wydaje się, że artyści wzdragają się przed umieszczaniem obrazów wewnątrz kościoła. Jest to wynikiem wewnętrznego rozdarcia współczesnego człowieka, przez co on sam nie widzi w sobie możliwości i umiejętności tworzenia sztuki sakralnej. Tym, czego ostatecznie brakuje, jest Tradycja, która do dzisiaj znamionuje w Kościołach Wschodu kult, budownictwo kościel­ne i sztukę liturgiczną.

Zadaniem artysty w prawosławiu jest przede wszyst­kim wierne oddanie pierwowzoru, czyli świętego Misterium, jak jest to opisane w Piśmie Świętym i przekazane w Tradycji. To ograniczenie postawione artyście chroni go przed własną samowolą (której ciągle doświadczamy w zastraszającym stop­niu w nowoczesnej sztuce kościelnej) i zbytnio nie ogranicza go w jego twórczości artystycznej.

Po tym jak na Zachodzie – w przeciwieństwie do Wschodu – rozplanowanie przestrzeni wokół ołtarza oraz sa­mych ołtarzy w całym ciągu historii ulegało wielokrotnym prze­mianom (tak począwszy od późnego okresu romańskiego, a przede wszystkim w gotyku zaopatrzono ołtarz w liczne sprzę­ty, co w końcu doprowadziło do powstania typowych dla baro­ku wysokich ołtarzy), to aktualnie, po Soborze Watykańskim II nie można nie dostrzec, że w większości kościołów w tym właśnie względzie zaszła i to fundamentalna zmiana.

Otóż już niedługo po zakończeniu Soboru w wielu miejscach usunięto z kościołów barierki zamykane podczas udzielania Komunii Świętej, będące pozostałościami dawnych balustrad chórowych.

Natomiast dla celów celebry skierowanej w stronę wiernych, obok istniejącego wysokiego ołtarza, ustawiono „oł­tarz ludowy”. No i wszędzie mikrofony! Mikrofon na ołtarzu, przy miejscu do siedzenia dla kapłana, przy pulpicie. Ambona wyszła już z użycia. To nowe rozplanowanie prezbiterium (prze­strzeni wokół ołtarza) zostało przeprowadzone w jedyny w swoim rodzaju sposób uniformizacji prawie na wszystkich kontynentach. Podczas, gdy w starszych kościołach „ołtarz lu­dowy”, miejsca do siedzenia oraz pulpit do czytań są zazwyczaj ustawione jako elementy ruchome i mogą być z powrotem usunięte, to nowe budowle (lub budowle po przebudowie) są już całkowicie nastawione na – jak to się mówi – „nowoczesne” ukształtowanie prezbiterium.

Święta Eucharystia jest przechowywana w ściennym tabernakulum (pośrodku ściany lub po lewej stronie).

Nowy kamienny „ołtarz” ludowy, często jest tak usta­wiony, że odprawianie Mszy św. możliwe jest tylko przodem do ludu; siedzenia dla kapłanów (niekiedy też kamienne), jak również masywny pulpit do czytań – wszystko to często wąt­pliwej wartości artystycznej, w każdym razie bez jakiegokol­wiek związku z Tradycją!

Tymczasem mamy przecież rzeczywiście wystarcza­jąco dużo wzorów z ubiegłych stuleci, które mogłyby być in­spiracją dla wspomnianego wyżej nowego sposobu rozplano­wania wnętrza, w szczególności rozplanowania ołtarza.

Zagadnienie to przedstawił E. A. Lengeling w pracy pt. Tendencje w niemieckim, katolickim budownictwie ko­ścielnym w świetle postanowień Soboru Watykańskiego II zamieszczonej w „Liturgisches Jahrbuch” z 1967 roku. Co wów­czas przedstawiano jako postulaty, w międzyczasie doczekało się daleko idącej realizacji. Nie podjęto wszelako poważnej pró­by historycznego uzasadnienia owego nowego rozplanowania (z wyjątkiem studium autorstwa Otto Nußbauma, do którego wypadnie nam jeszcze powrócić).

Na zakończenie parę słów odnośnie odprawiania Mszy św. na wolnym powietrzu. Nie brak wiernych, którzy przy ta­kich właśnie okazjach odczuwają głęboką rezerwę, przede wszystkim, gdy chodzi o sposób masowego udzielania Komu­nii Świętej.

Nie wolno nam zapomnieć, że co prawda Chrystus nauczał w obecności wielkich tłumów, których liczebność czę­sto osiągała tysiące osób (por. Mt, 14, 21), wszakże Świętą Eu­charystię ustanowił tylko w obecności Apostołów.

Zgodną opinią niepodzielonego chrześcijaństwa było, że Msza św., ta Ofiara ogarniająca ziemię i Niebo, może być odprawiana tylko w wyznaczonych do tego celu sakralnych pomieszczeniach. Jak wiadomo, również żydowski baranek pas­chalny mógł być spożywany tylko w pomieszczeniu zamknię­tym, a nie na zewnątrz (por. Wj, 12, 46).

Poza tym należy wziąć pod uwagę, że przygotowanie i konsekracja Hostii koniecznych dla tysięcy ludzi (a liczba ta dochodzi niekiedy do miliona), sprawia ogromne trudności. Nie rezygnuje się w tym przypadku z udziału wiernych w Komunii – chociaż byłoby to najprostszym rozwiązaniem – wychodząc z błędnego założenia, że Msza ma charakter uczty i stąd każdej Mszy musi towarzyszyć przyjmowanie Komunii.

Wszelako rzeczą zupełnie niezrozumiałą jest odpra­wianie Mszy na dworze, w sytuacji, gdy do dyspozycji stoją obszerne kościoły. Wszystko to uderza w blisko dwutysiącletnią Tradycję Kościoła i do tego zaprzecza istocie Mszy świę­tej, która winna być rozumiana jako Ofiara i Misterium. Aby świętować Tajemnicę Wiary, powinniśmy więc udać się w mury naszych świątyń, mury chroniące owo Misterium. Świę­tość miejsca wpływa także na właściwą postawę wobec świę­tości, która otwiera się tylko temu, kto się zbliża do niej ze czcią.

Ks. Klaus Gamber

tłum. Grzegorz Kucharczyk

Źródło: Christianitas.org