Liturgia między tradycją a nowoczesnością. Zasady, perspektywy i błędne strategie
(Na kanwie sympozjum pt. Katecheza a człowiek jutra na UKSW w Warszawie, 11.05.2018)
W Konstytucji o Liturgii Sobór Watykański II mówi o zachowaniu zdrowej tradycji z jednoczesnym otwarciem na uprawniony postęp: Aby zachować zdrową tradycję, a jednocześnie otworzyć drogę do uprawnionego postępu, reformę poszczególnych części liturgii powinny zawsze poprzedzić dokładne studia teologiczne, historyczne i pastoralne. Ponadto należy wziąć pod uwagę zarówno ogólne zasady dotyczące struktury i ducha liturgii, jak i doświadczenie wynikające z ostatniej reformy liturgii oraz z różnych lokalnych indultów. Wreszcie nowości należy wprowadzać tylko wtedy, gdy tego wymaga prawdziwe i niewątpliwe dobro Kościoła, z zastrzeżeniem jednak, że nowe formy będą niejako organicznie wyrastać z form już istniejących… (KL 23).
Zwróćmy uwagę na wyrażenia, jakich używa Sobór: zdrowa tradycja (sana traditio) i uprawniony postęp (legitima progressio). Właściwe zrozumienie obu wyrażeń oraz zasad ich zastosowania w życiu Kościoła może być wskazówką do odpowiedzi na wiele pytań liturgicznych, które zadaje współczesny człowiek, a także może zadać człowiek jutra. Takimi pytaniami są chociażby pojawiające się niekiedy kwestie, które wymieńmy tytułem przykładu: czy można wyspowiadać się przez telefon albo otrzymać rozgrzeszenie emailem lub SMSem? Skoro można uzyskać odpust przez telewizję lub radio uczestnicząc w błogosławieństwie Urbi et Orbi… Czym się różni Liturgia Godzin na smartfonie od księgi liturgicznej? Czy zamiast ikony można w kościele zawiesić ekran i na nim wyświetlić wizerunek NMP i jakie byłyby zasady jego okadzania, a może nawet koronacji?
1. Zasady kierujące tradycją i postępem
Jakie zasady określają zdrową tradycję i uprawniony postęp? W poniższym tekście znajduje się propozycja zestawu pewnych zasad, których istnienie potwierdzają rozmaite badania. Zaznaczmy, że kiedy mówimy tutaj o tradycji liturgicznej, to zasadniczo nie o Tradycji przez wielkie “T” (a więc drugiej poza Pismem Świętym drogi Objawienia Bożego). Chodzi o tradycję w rozumieniu przyjętego zwyczaju, pewnej szkoły obrzędowości lub stylu celebracji.
Zasada ewolucyjności w liturgii
Ewolucja dotyczy każdej liturgii, każda liturgia ewoluuje, zazwyczaj w rytmie pokoleń, modyfikując stopniowo poszczególne elementy, najczęściej pod wpływem silnych prądów liturgicznych z innych rodzin (tradycji) liturgicznych, ale także pod wpływem zmian społecznych i kulturowych. Wybitny metodolog liturgii prof. Anton Baumstark, formułując jako pierwszy prawa ewolucji liturgicznej, zadawał sobie pytanie: jaki kierunek przybrała ewolucja liturgiczna? jaki stan jest bardziej pierwotny: jedność czy różnorodność, powściągliwość czy bogactwo? I odpowiada: Ostatnim etapem ewolucji liturgii jest na Zachodzie katolickim niemalże wszechobecna dominacja rytu rzymskiego, a na Wschodzie prawosławnym – absolutna i wręcz despotyczna władza rytu z Konstantynopola. A w miarę jak tylko cofamy się w czasie, różnorodność liturgiczna wzrasta. Oznacza to, że ewolucja liturgiczna zmierzała w historii od pierwotnej różnorodności do ostatecznego ujednolicenia1.
Taką ewolucją było stopniowe przejście od języka greckiego do łaciny w Rzymie w wiekach IV-V. W tym okresie mamy ślady używania obu języków w liturgii, ale kilka wieków później jest już pełna dominacja języka łacińskiego.
Zasada elementów niezmiennych
Kościół posiada depozyt wiary, który zawiera elementy niezmienne z ustanowienia Bożego, ale także odnosi się do elementów niezmiennych z samej natury rzeczy. Liturgia jest światem znaków, których istotną cechą jest przejrzystość, prostota i czytelność.
Ponieważ sakramenty są rzeczywistością osobowej relacji z rzeczywistością nadprzyrodzoną, stąd przy ich sprawowaniu jest konieczne zaangażowanie osoby, a więc konkretnej rzeczywistości cielesno-duchowej. Dlatego właśnie nie udziela się sakramentów na odległość, korespondencyjnie czy wirtualnie2. Niezmiennym elementem z natury rzeczy jest dedykowanie Bogu przestrzeni świętej i przedmiotów świętych (szaty, naczynia, sprzęty), które są warunkiem prawdziwego spotkania. Ich istnienie nie wynika z dogmatu, ale z antropologii: kiedy spotykamy się z kimś, potrzebujemy realnej przestrzeni, nie tylko wirtualnej. Dlatego np. wyświetlenie ikony na ekranie nie jest prawdziwą gościnnością dla tej rzeczywistości, którą realna ikona na trwałe wnosi w przestrzeń człowieka. Stąd również korzystanie z tabletu przez celebransa Mszy św. nie byłoby stworzeniem przestrzeni dedykowanej, bo tablet jest wielofunkcyjny. Dla tych samych powodów nie ubieramy szat liturgicznych do sklepu, ani nie pijemy herbaty z kielichów mszalnych.
Zasada powolnego postępu
Niemiecki filozof katolicki Robert Spaemann w jednym z wywiadów na temat Mszy trydenckiej w ten sposób mówił o ważnej praktycznej zasadzie ewolucji rytu: Zmiany po-winny być tak powolne i niedostrzegalne, aby każdy dochodząc do kresu swoich dni miał wrażenie, że cały czas od swego dzieciństwa uczestniczy w jednakowym rycie, nawet jeśli faktycznie ryt ten się zmienił3. W normalnej sytuacji w Kościołach panuje reguła, że przeciętny uczestnik liturgii powinien na starość mieć wrażenie, że liturgia jest wciąż taka sama, jak ją poznał w dzieciństwie, ewentualnie że zmieniała się nieco wraz z jego życiem. To oznacza, że idealnym tempem zmian liturgicznych jest przeciętna długość życia człowieka i że dopiero po upływie kilku pokoleń powinna być zauważalna wyraźnie duża zmiana, podobnie jak to dzieje się z innymi sferami życia ludzkości: językiem, kulturą, zwyczajami. Taką ewolucyjną zmianą było na przykład ogłoszenie w listopadzie roku 1962 przez Świętą Kongregację Obrzędów w imieniu papieża Jana XXIII dekretu o dodaniu do Kanonu rzymskiego imienia św. Józefa4.
Gwałtowne zmiany, przypominające raczej rewolucję niż ewolucję, gdy idzie o reformę liturgiczną po Soborze Watykańskim II, stanowią wyjątek w historii Kościoła powszechnego. W związku z samym gwałtownym charakterem tych zmian można było w kręgach konserwatywnych spotkać się z wieloma zarzutami i kontestacją reform. Czy sam jednak argument dotyczący gwałtowności zmian byłby słuszny?
Należy pamiętać, że jakiekolwiek ewolucyjne zmiany, które mogłyby się dokonywać w Kościele, także w sferze liturgii, docierając do XX wieku na sposób zwyczajny i nie budzący zaskoczenia, w rzeczywistości nie mogły się dokonać z powodów historycznych. Otóż w reakcji na działania reformacji w XVI wieku i szerzące się rozłamy na punkcie reform, wszelkie – także słuszne – zmiany, które mogły kiełkować w łonie tradycji Kościoła, zostały w sposób administracyjny – a więc sztuczny – wstrzymane. Podjęta bez udziału Stolicy Apostolskiej „reforma na własną rękę”, którą zapoczątkował Luter, w rzeczywistości postawiła Kościół katolicki w swoistej konieczności „obwarowania pozycji”, zebrania sił i zadekretowania unitarnych rozwiązań (jedna księga dla wszystkich, jeden język dla wszystkich, jeden zwyczaj, żadnych wyjątków itd.). Wiadomo było, że rośnie potrzeba wprowadzenia języków narodowych do liturgii, jednakże kiedy protestanci dokonali błyskawicznej zmiany języka, Stolica Apostolska dla kontrastu wobec herezji nie chciała (i w rzeczywistości nie mogła) dopuścić języków narodowych chociażby ze względu na zagwarantowanie jedności wspólnot kościelnych w chaosie, panującym na terenach reformacji.
Nie są więc całkowicie uzasadnione głosy oceniające negatywnie reformę liturgiczną wieku właśnie dlatego, że była ona wyłomem w tradycji i rewolucją5. Mamy tu bowiem do czynienia ze swoistym nieporozumieniem, opartym na przeoczeniu czterowiekowego okresu sztucznego zakonserwowania liturgii, jej „zamrożenia” i zatrzymania naturalnego prawa ewolucji. „Liturgiczna rewolucja” soborowa nie byłaby rewolucją, gdyby nie wstrzymanie się Kościoła na całe wieki z wszelkimi zmianami. Przyczyną złamania zasady ewolucji liturgicznej był raczej fakt, że Sobór Trydencki i potem papież św. Pius V zatrzymali ewolucję liturgiczną Kościoła – oczywiście nie dla błahego powodu, własnego widzimisię kardynałów czy uświęcenia ich ulubionej estetyki, ale dla uratowania jedności Kościoła w dobie targających nim dysput na temat sakramentów i rozłamu w Kościele Zachodnim. Nie można było wprowadzić chociażby języków narodowych m.in. właśnie dlatego, że znakiem rozpoznawczym reformacji był język narodowy w kościołach. To samo dotyczyło Komunii pod obiema postaciami. Tymczasem naturalna potrzeba zmian oczywiście rosła, wzrastał dystans wiernych do średniowiecznych tradycji i zwyczajów (pamiętajmy, że sam język łaciński został przez Sobór Trydencki zachowany już jako język martwy, podczas gdy języki narodowe zaczęły swój rozkwit), wzmagało się pragnienie lepszego zrozumienia liturgii, zmieniała się mentalność, zmieniały się warunki społeczne, czego wymownym dowodem było obalenie Państwa Kościelnego w 1870 roku. Postępowały studia biblijne i patrystyczne, rozwijała się paleografia, odkrywano i krytycznie opracowywano najstarsze sakramentarze, studiowano liturgie wschodnie i jej liczne anafory, rozwinęły się nauki filozoficzne i lingwistyka, a szczególnie semiologia (nauka o znakach), w latach 30. XX wieku O. Casel przywrócił do języka teologicznego „zakazany” termin „misterium”. Bardzo wiele rzeczy już nie było jak przedtem… z wyjątkiem liturgii Kościoła z 1570 roku. W latach 60. wieku XX już nie było czasu na ewolucję, potrzebny był niestety gwałtowny zwrot, tak, aby Kościół ze swoją liturgią nie pozostał praktycznie oniemiały wobec świata, który znajdował się w innym kontekście kulturowym. Taka była intencja całego Soboru Watykańskiego, taka też była intencja reformy liturgicznej. Tego świadectwem stał się nowy Mszał i nowa Msza.
Można powiedzieć, że rewolucja liturgiczna XX wieku jest wyjątkiem potwierdzającym właśnie zasadę powolnego postępu. Kościół zdążył przemówić zrozumiałym językiem w ostatniej chwili, gdy na świecie panowały już nowoczesne trendy filozoficzne, społeczne, gdy przez młode pokolenie przetoczyła się rewolucja obyczajowa, gdy zapanował nowy styl życia, napędzany przez nowe środki przekazu, a nowe pokolenia zupełnie nie rozumiały ani liturgii, ani nauki Kościoła. Rewolucja Soboru Watykańskiego II dokonała się w okresie rewolucji w historii ludzkości, wprowadzając na nowo Kościół katolicki w stan dialogu ze światem. Oczywiście nie bez wysokiej ceny, którą przyszło za to zapłacić.
Zasada diachroniczności
Jedną z zasad zdrowej ewolucji jest odniesienie się do tradycji nie tylko jednego okresu historycznego. Tradycja, która wypracowana została na przestrzeni wieków musi być traktowana całościowo. Wpisuje się ona w ciąg historii, a poprzez to korzystanie z wszelkich inspiracji, które miały na nią wpływ. Odniesienie do tradycji nie może skupić się na formalizmie. Kluczowym elementem zawsze będzie przesłanie, a nie sama forma. Papież Pius XII w encyklice „Mediator Dei et hominum” ostrzegał przed przenoszeniem samej formy, mówiąc, iż może grozić to archeologizmem.
Na czym więc powinna polegać wierność tradycji? Na odkryciu podstawowych zasad, na ukazaniu funkcji tych zasad w obecnym czasie i jak powinny owe zasady wyglądać w praktyce i jak powinno się je honorować. Wierność tradycji, to również uświadomienie sobie przyczyn, które kształtowały dane zjawisko i próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego w obecnej sytuacji mają one nadal znaczenie6.
Sam Jezus odwoływał się do pierwotnych tradycji, do korzeni, oczyszczając naleciałości w konkretnych tradycjach. Widział zmiany jakie dokonały się w tradycji, widział zatwardziałość serc i dlatego ukazywał pierwotne znaczenie i rozumienie konkretnych fragmentów prawa i pism: Powiedział im: Mojżesz pozwolił wam rozwodzić się, dlatego, że macie zatwardziałe serca. Lecz na początku tak nie było (Mt 19, 8-10).
W opracowaniach podkreśla się, że ewolucja liturgii musi bazować na niezmiennych częściach, które stanowią jej trzon i podstawę oraz na tradycji. To z tego właśnie fundamentu mogą wypływać jakiekolwiek przeobrażenia. Zmiany, których powodem jest po prostu odcięcie się od tradycji, prowadzą tylko do często nieodwracalnych błędów. Zmiany w liturgii powinny więc wypływać z tradycji i prowadzić do jej lepszego zrozumienia. Mają pomagać w odkryciu jej autentycznego sensu i treści7. Przykładem takiego procesu jest usunięcie znaków krzyża z Kanonu mszy świętej pod-czas słów konsekracyjnych w odnowionej liturgii. W starej Mszy przy słowach „błogosławił” kapłan czynił znak krzyża nad chlebem i kielichem, niejako imitując gestem czynność błogosławienia posiłku przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Tymczasem, jak się okazuje, w tradycji żydowskiej tamtego okresu nigdy nie błogosławiło się pokarmu, ale zawsze tylko i wyłącznie Boga-dawcę tego pokarmu. Zresztą słowami, które dobrze znamy skądinąd: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże Wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb…”. W tym miejscu kapłani dzisiaj nie czynią gestu błogosławieństwa nad hostią i jest to odkrycie głębszej prawdy poprzez refleksję nad dotychczasową tradycją.
Zasada interakcji pomiędzy tradycją a innowacją
Zdaniem badaczy zachodzi nieustanna interakcja pomiędzy tradycją a innowacją. Innowacja może być elementem rozwoju żywej tradycji, jak to stało się chociażby w nadaniu duchowego sensu zwykłym gestom starożytnej liturgii (zmieszanie wina z wodą czy obmycie rąk w czasie offertorium). Jeśli tak zrozumiemy związek innowacji, zmian i tradycji, to liturgia, która wypływa z tradycji, staje się szczególnym miejscem identyfikacji Kościoła jako żywego organizmu. Kiedy w 1136 roku benedyktyński opat Sugeriusz (Suger) z opactwa Saint-Denis pod Paryżem wybudował jedną z pierwszych budowli gotyckich, mogło się to udać prawdopodobnie dlatego, że nie istniał wówczas urząd konserwatora zabytków. W przeciwnym razie nie uzyskałby pozwolenia na zburzenie poprzedniego opactwa w stylu romańskim, żeby wznieść eksperymentalną konstrukcję gotycką, od której zaczął się rozwój nowego stylu.
Perspektywy
Jakie perspektywy stoją przed liturgią człowieka jutra? Zacznijmy od pytania o granice nowoczesności w liturgii, z zaznaczeniem wobec wszystkich wymienionych poniżej przy-kładów, że władzę wprowadzania zmian w liturgii Kościoła ma głównie Stolica Apostolska, a w ograniczonym zakresie biskup diecezjalny. Nigdy sam kapłan lub sami wierni. Ale pewne rozwiązania praktyczne lub oparte o pożytek duchowy, jeśli nie są wyraźnie zabronione, mogą być wprowadzane.
Granice nowoczesności w liturgii
Czy można się będzie spowiadać przez telefon lub wirtualny komunikator?
Sakramenty wymagają osobowej relacji, dlatego w administrowaniu nimi Kościół raczej nie może tego zmienić. Niemniej łaska Boża działa także poza sakramentami, Bóg nie jest nimi związany, co widzimy w Ewangeliach, gdy Jezus uzdrawia na odległość bez kontaktu z chorymi. Kościół się tego nie podejmuje. Sprawowanie sakramentów na odległość czy na poziomie wirtualnym, np. spowiedź przez telefon czy komunikator komputerowy stwarza przestrzeń podatną na nadużycia i pozbawia celebrację wymiaru naturalnego. Co do uzyskania odpustu na odległość, nie jest to do końca taka sama sytuacja: jeśli można otrzymać odpust oglądając błogosławieństwo Urbi et Orbi w telewizji, to nie dlatego, że falami telewizyjnymi przechodzi łaska, ale dlatego, że po prostu spełniamy tzw. czyn odpustowy, którym jest łączenie się przez media z modlitwą papieską.
Czy można będzie zamienić księgi liturgiczne na czytniki?
Jest to możliwe, ale pod jednym warunkiem: że będą to urządzenia dedykowane, tzn. nie będzie tam wielofunkcyjności. A więc elektroniczny Mszał, na którym jest tylko Mszał. Tutaj nie złamie się zasady dedykowania. Gdyby zniknął rynek papierowy, a tego nie możemy wykluczyć, to się może zdarzyć. Oczywiście w dość dalekiej perspektywie. W Nowej Zelandii biskupi zakazali używać iPadów na ołtarzach, ale iPady nie są dedykowanymi Mszałami elektronicznymi.
Czy będzie można zamienić obrazy na ekrany?
Tutaj sprawa nie jest taka prosta jak z księgami. Kult obrazów wiąże się z materialnym wizerunkiem, który jest trwały. Nie koronuje się wizerunków nietrwałych, nie otacza się ich czcią i nie okadza. Tradycja wschodnia uczy nas, że święte obrazy są nie tylko pewną konfiguracją kolorów na materiale, ale łączą się z osobistą świętością ich twórców, modlitwą towarzyszącą ich powstaniu. Pamiętajmy o wręcz sakramentalnym sensie ikony w tradycjach wschodnich.
Czy muzyka kościelna może być odtwarzana z urządzenia?
Tutaj pojawia się ważna kwestia: dlaczego chcemy odtwarzać muzykę? Czyż nie ma być ona wyrazem naszej pobożności i odpowiedzialności za to, co czynimy w liturgii? Kiedy odtwarzana jest muzyka, która nie należy do realnego zgromadzenia, mamy tu do czynienia z pewnym udawaniem, które nie przystoi liturgii jako spotkaniu z Bogiem: udajemy że jest lepiej niż jest. We Włoszech można spotkać małe kościoły, w których słychać na Mszy przecudne chóry, ale w ławkach jest 5 osób. Dlaczego śpiew 5 osób nie miałby być milszy Bogu, a także prawdziwszy. Może wcale nie trzeba śpiewać, jeśli nas na to nie stać, Msza recytowana byłaby stanięciem w prawdzie. Sobór mówił o szlachetnej prostocie i czytelności znaków. Jeśli nie stać nas na porządną muzykę, nie udawajmy, że nas na to stać. Skromna prawda jest dla liturgii cenniejsza niż bogaty fałsz. To dotyczy nie tylko muzyki, ale w ogóle sztuki kościelnej i architektury.
Czy zmienimy szaty liturgiczne?
Szaty liturgiczne nawiązują do historii i nie ma teoretycznych przeciwwskazań, aby kiedyś się one zmieniły, ale istota jest trwała: należy w liturgii mieć specjalne szaty, które uświadomią wszystkim udział w misterium, które przekracza osobę celebransa, ponieważ ma on jednocześnie stawać się „alter Christus”. Właśnie dlatego przy błogosławieństwie Najświętszym Sakramentem zakłada się welon – bynajmniej nie po to, aby nie dotykać monstrancji, lecz właśnie dlatego, żeby uświadomić sobie to przekazanie roli Chrystusowi. Kard. J. Ratzinger dowodził, że w chrześcijańskiej liturgii takie swoiste granie roli jest w rzeczywistości wychodzeniem z roli i przechodzeniem do prawdy bytu: Aby takie wychodzenie mogło czynić człowieka naprawdę wolnym, musi być właśnie wyjściem z „rygoru roli”, odrzuceniem roli i ukazaniem tego, co najważniejsze. Musi dokonać się przekroczenie z „roli” do bytu. W przeciwnym razie wszystko pozostanie graniem roli, mniej lub bardziej pięknym przedstawieniem, które nas zamyka w świecie złudzeń i w konsekwencji nie sprzyja wolności i duchowi wspólnoty, lecz je przysłania8.
Nowoczesne świece i paschały
Istotnym elementem świecy i paschału jest ogień, który powinien być naturalny. Czy będzie to wosk pszczeli naturalny, czy też wosk syntetyczny, istotne są dwie rzeczy, które paschał zachowuje jako swój sens: musi się stopniowo spalać i musi palić się naturalnym ogniem. Jeśli nowoczesne substytuty nie spełniają tego wymogu, stają się fałszywym znakiem, a na takie miejsca w liturgii nie ma.
Czy kościół może mieć nieklasyczny, futurystyczny kształt?
Nie ma ulubionego stylu kościołów, mówi o tym Konstytucja o Liturgii: Kościół nie uważał żadnego stylu za swój własny, lecz stosownie do charakteru i uwarunkowań narodów oraz potrzeb różnych obrządków dopuszczał formy artystyczne każdej epoki, tworząc z biegiem wieków skarbiec sztuki, który z całą troską winien być zachowywany. Także sztuka współczesna wszystkich narodów i regionów może się swobodnie rozwijać w Kościele, byle z należną czcią i szacunkiem służyła świątyniom i obrzędom liturgicznym. Wówczas będzie ona mogła dołączyć swój głos do tego wspaniałego hymnu chwały, jaki w minionych wiekach najwięksi artyści wyśpiewywali na cześć katolickiej wiary (KL 123).
Czy można na liturgii klaskać, tańczyć lub modlić się flagami?
Należy zawsze pamiętać, że gesty ciała są wyrazem postawy duchowej i dopóki takie a nie inne kodowanie nie wchodzi w konflikt z duchem liturgii, nie ma tu teoretycznych zakazów. Gesty są określone w Mszale, ale pamiętamy, że w Kościele panuje naczelna zasada „zbawienie dusz najwyższym prawem” (salus animarum – suprema lex), do rozeznania pasterzy będzie należało ocenianie, czy dla dobra duchowego konkretnej grupy (dzieci, młodzieży, ruchów) można takie gesty stosować. Zasadą ogólną jest też jedność wspólnoty, a raczej wymóg, aby jedni nie przeszkadzali drugim. Dlatego jeśli język danej wspólnoty na to zezwala, nie ma teoretycznych przeciwwskazań dla nowych form modlitwy, o ile nie łamie się oczywiście przepisów. Warto zawsze zapoznać się z treścią nowych form modlitwy ciała, ponieważ można zbyt łatwo, np. tzw. taniec z flagami uznać za zwykłe machanie materiałem, podczas gdy osoby praktykujące ten rodzaj modlitwy rozumieją go głębiej, stosując rozbudowaną symbolikę kolorów i gestów, z nawiązaniem do wizji proroctw biblijnych, a to zmienia zupełnie ocenę tej nowości w Kościele, a także jej ewentualną przyszłość.
A co z przenoszeniem Najświętszego Sakramentu dronem sterowanym elektronicznie, a może nawet dostarczaniem Komunii chorym przez kuriera, dlaczego nie elektronicznego?
Odnosimy się tu do ostatniego głośnego skandalu w Brazylii. Pomijając fakt ogólnego niesmaku w używaniu automatycznych urządzeń do kontaktu z Najświętszym Sakramentem (chodzi o fundamentalny brak respektu i podejrzaną motywację, nawet nie chcemy sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby ktoś zdalnie przejął kontrolę nad takim dronem albo gdyby wyczerpała się bateria), należy pamiętać, że troska o Najświętszy Sakrament jest podstawowym wymogiem stawianym szafarzom, dlatego to im powierza się przenoszenie Świętych Postaci. Dron nie jest nadzwyczajnym szafarzem Komunii świętej.
Bogatszy język teologiczny nowej liturgii
Zwróćmy jeszcze uwagę na pewien pozytywny aspekt nowoczesności, opartej na prawdziwych zdobyczach kultury. Należy przyznać, że na przestrzeni ostatnich 40 lat nastąpił w Polsce duży postęp w języku teologicznym, formacja duchowa wraz z katechezą do-rosłych dokonały bogatej zmiany w sferze pojęć. Mniej boimy się terminów, które 40 lat temu były nowe, nieużywane, może uważane za zbyt trudne: pascha, misterium, wtajemniczenie, chleb niebiański, uczta paschalna, uczta mistyczna (zwrotów tych nie tłumaczono w ten sposób z łacińskich ksiąg). Przebogaty słownik mistycznych określeń Komunii świętej często sprowadzano do jednego uniwersalnego wyrażenia „Najświętszy Sakrament”. W dotychczasowym tłumaczeniu prefacji na profesję zakonną padają słowa „On narodził się z Matki Dziewicy”, podczas gdy łaciński tekst jest o wiele bogatszy i dosłownie mówi: „On jest nieskalanym kwiatem, który zakwitł na dziewiczej różdżce”. Jest nadzieja, że w nowym Mszale ten język będzie nie tylko odważniejszy, ale przede wszystkim piękniejszy i bogatszy.
Błędne strategie
Zdrową tradycją jest ta, która jest charakterystyczna dla strategii szukającej autentycznej odnowy, odpowiedniego rozłożenia akcentów, wytyczenia toru działania. Mamy też dwie strategie skrajne, uznawane za błędne: strategia zachowawcza (zachowywana przez prądy integrystyczne absolutyzujące tradycję) oraz strategia rewolucyjna (absolutyzująca postęp i lekceważąca tradycję)9.
Odnośnie do tej pierwszej strategii (zachowawczej), najbardziej chyba dobitnym jest przykład schizmy abpa Marcela Lefebvre’a i jego zwolenników, którzy uznali, że w związku z radykalnymi zmianami po Soborze Watykańskim II w dziedzinie liturgii i nie tylko, należy zanegować autorytet Stolicy Apostolskiej, uznając ją wraz z papieżem i biskupami za odstępców od prawdziwej wiary Kościoła, czyli heretyków. Na czym polegał błąd abpa Lefebvre’a? Pisał o tym w 1988 r. Jan Paweł II w liście Motu Proprio “Ecclesia Dei”: Korzenie tego schizmatyckiego aktu można dostrzec w niepełnym i wewnętrznie sprzecznym rozumieniu Tradycji. Niepełnym, bowiem niedostatecznie uwzględniającym żywy charakter Tradycji, która – jak z całą jasnością uczy Sobór Watykański II – wywodząc się od Apostołów, czyni w Kościele postępy pod opieką Ducha Świętego. Zrozumienie przekazanych rzeczy i słów wzrasta bowiem dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w swoim sercu, dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych oraz dzięki nauczaniu tych, którzy wraz z sukcesją biskupią otrzymali pewny charyzmat prawdy10.
Papież Jan Paweł II dodaje również, iż niedoskonałe czy wręcz sprzeczne jest rozumienie tradycji w oderwaniu od nauczania żywego Magisterium Kościoła: (…) wewnętrznie sprzeczne jest takie rozumienie Tradycji, które przeciwstawia ją powszechnemu Magisterium Kościoła przysługującemu Biskupowi Rzymu i Kolegium Biskupów. Nie można pozostać wiernym Tradycji, zrywając więź kościelną z tym, któremu, w osobie apostoła Piotra, sam Chrystus powierzył w swoim Kościele posługę jedności11.
Również Joseph Ratzinger, jeszcze jako kardynał, uważał, iż tradycję trzeba traktować w sposób krytyczny. Jego zdaniem, nie wszystko co istnieje w Kościele, musi z tej racji być uprawnioną tradycją. Może bowiem zachodzić proces, który zniekształca12.
W Kościele odczytywanie tradycji odbywa się w myśli zasady selektywności (lectio – selectio), czyli uwzględniania konkretnych uwarunkowań. Istnieje również druga droga, którą jest odczytywanie tradycji w myśli zasady heurystyki. Jest to podejście, które tłumaczy w sposób autentyczny „obraz” nowego wymiaru danej praktyki czy obrzędu. Dlatego też ojcowie soborowi zapisali w Konstytucji o liturgii świętej, iż liturgia składa się z części niezmiennej, pochodzącej z Bożego ustanowienia, i z części podlegających zmianom (KL 21).
Błędem strategii zachowawczej jest m. in. dogmatyzowanie tradycyjnych formuł, nierozróżnianie między Tradycją przez wielkie “T” a tradycją pisaną literą małą. Przedstawiciele tej strategii mają trudność odróżnienia, co jest prawdą dogmatyczną, a co nią nie jest. Nie każda encyklika czy bulla papieska w historii Kościoła ani nawet dzieła Doktorów Kościoła (np. św. Tomasza) są depozytem nienaruszonej wiary. Nawet kategoria „forma i materia” nie jest kanonizowana, obecnie raczej się od niej odchodzi, ponieważ została wielokrotnie nadużyta w interpretacji sakramentów. Przywołajmy gwoli przykładu niektóre zwroty Konstytucji apostolskiej “Quo primum tempore”, w której Papież Pius V nakazuje używanie nowo wydanego Mszału z 1570 roku: Wszystkim (…) zakazuje się używania innych mszałów, które należy zupełnie i w całości wycofać; i przez tę obecną Konstytucję, która będzie mieć moc prawną po wsze czasy, nakazujemy i polecamy, pod groźbą kary Naszego gniewu, aby nic nie było dodane do Naszego nowo wydanego Mszału, nic tam pominięte, ani cokolwiek zmienione13.
Wyrażenie „obecna Konstytucja, która będzie mieć moc prawną po wsze czasy” („hac nostra perpetuo valitura constitutione statuimus et ordinamus”) należy z pewnością odczytywać w kontekście silnej polemiki wokół liturgii w okresie reformacji, a nie w perspektywie wiecznej niezmienności tego Mszału. Wiemy skądinąd, że kolejni następcy Piusa V dodawali małe zmiany do Mszału trydenckiego, a nie popadali w uprzednio deklarowane kary właśnie dlatego, że byli oni głosem tego samego autorytetu, którym przemawiał św. Pius V. Kościół tamtej epoki potrzebował wyraźnego umocnienia w jednolitym rycie liturgicznym wobec prób narzucania środowiskom kościelnym innych rozwiązań. Widać to w następnej części Konstytucji Piusa V: Podobnie nakazujemy i oznajmiamy, iż nikt nie może być nakłaniany bądź zmuszany do zmieniania tego Mszału; a niniejsza Konstytucja nigdy nie może być unieważniona lub zmieniona, ale na zawsze pozostanie ważna, i będzie mieć moc prawną.
Odnośnie do kary gniewu papieskiego, trzeba dodać, że drukarnie, które ośmieliłyby się cokolwiek dodać do edycji wzorcowej, otrzymywały dodatkowe sankcje: Ponadto, aby wymieniony Mszał był zachowany od skazy i utrzymany wolny od defektów i błędów, karą za nieprzestrzeganie niniejszego w przypadku wszystkich drukarń na obszarze bezpośrednio lub pośrednio podległym Nam, bądź Świętemu Kościołowi Rzymskiemu, będzie konfiskata ich książek i grzywna w wysokości 100 dukatów w złocie płatna ipso facto do Apostolskiego Skarbca. W przypadku siedziby w innych częściach świata, karą będzie ekskomunika latae sententiae i inne kary według Naszego uznania…
Ten tekst znajduje się na pierwszych stronach Mszału trydenckiego, dzisiaj takiego stylu nie moglibyśmy spodziewać się we wstępie do świętej księgi. Dlatego poprawna lektura polega na właściwej selekcji tego, co ponadczasowe od tego, co tymczasowe. Takiej poprawnej lektury Kościół nie zleca indywidualnym wiernym, ale sam jej dokonuje poprzez uprawnioną reformę. Dodajmy, gwoli sprawiedliwości, że papież Benedykt XVI wychodząc naprzeciw tym, którzy czuli się pokrzywdzeni reformą liturgii, ogłosił, że edycja typiczna Mszału trydenckiego z 1962 roku może być używana jako nadzwyczajna forma liturgii Kościoła, ponieważ mszał ten nigdy nie został odwołany (Summorum Pontificum, art. 2). Niestety, ambitny cel papieża Benedykta XVI, a więc zakończenie schizmy abpa Lefebvre’a, jak dotąd nie został osiągnięty, ponieważ jak wiemy, nie chodzi tu jedynie o Mszał, ale o nauczanie Soboru Watykańskiego II.
Odnośnie do strategii rewolucyjnej (absolutyzującej postęp i lekceważącej tradycję) nie ma potrzeby dłuższego zatrzymywania się dla ukazania jej błędności, niemniej przywołajmy tutaj przykłady posoborowego niszczenia sprzętów, ksiąg i szat liturgicznych z epoki przedsoborowej, oraz rozmaite nadużycia czy nowe szaleństwa liturgiczne, które jawnie łamią nie tylko przepisy, ale i granice prawowierności, co zdarza się za naszą zachodnią granicą (gdzie np. kilka lat temu proboszcz jednego z kościołów we Freiburgu podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej najpierw podczas homilii ogłosił konieczność kapłaństwa kobiet, a potem zaprosił wybrane panie do czytania kwestii koncelebransów przy ołtarzu).
Zakończenie: płot Chestertona
W ramach zakończenia tego przedłożenia przywołajmy być może zbyt mało znany paradygmat „płotu Chestertona”, paradygmat relacji tradycji do zmiany. Wydaje się, że trafnie wyznacza on właściwy sposób myślenia o tradycjach i o zmianach w Kościele.
W książce „Dla sprawy” w rozdziale zatytułowanym „Coraz dalej od domu” Gilbert K. Chesterton pisze o mądrej motywacji do zmieniania tego, co jest zastane na naszej drodze i przestrzega przed zbyt pochopnym zmienianiem wszystkiego tylko dlatego, że można.
Dla uproszczenia przyjmijmy, że chodzi o płot, zagradzający drogę. Nowoczesny typ reformatora podbiega do niego w podskokach i oznajmia: „Nie widzę żadnego pożytku z tego płotu. Usuńmy go!”. Bardziej inteligentny reformator powinien na to odpowiedzieć: „Jeśli nie widzisz pożytku z tego płotu, na pewno nie pozwolę ci go usunąć. Odejdź i pomyśl. Kiedy wrócisz do mnie i powiesz, że widzisz sens jego istnienia, wówczas dopiero będzie wolno ci go zniszczyć.” Ten paradoks opiera się na elementarnym zdrowym rozsądku. Płot nie wyrósł sam. Nie został ustawiony przez lunatyków w somnambulicznym śnie. Jest wysoce nieprawdopodobne, by wznieśli go zbiegli ze szpitala wariaci. Ktoś z jakiejś racji myślał, że będzie to dla kogoś dobre. Póki tej racji nie poznamy, nie potrafimy osądzić, na ile była racjonalna. Jeżeli dzieło istot ludzkich, takich jak my, wydaje nam się kompletnie bezsensowne i zagadkowe, zachodzi graniczące z pewnością prawdopodobieństwo, że przeoczyliśmy jakiś cały aspekt sprawy. Niektórzy reformatorzy pokonują tę trudność, zakładając z góry, że ich ojcowie byli głupcami. Cóż, można tylko powiedzieć, że głupota jest widać dziedziczna. Prawda przedstawia się bowiem tak, że nikt nie powinien niszczyć żadnej instytucji życia publicznego, dopóki nie ujrzy jej w wymiarze historycznym. Jeśli wie, jak powstała i jakim zadaniom miała służyć, może uznać, że były to złe zadania, albo że stały się złe od tamtej pory, albo że instytucja już ich nie spełnia. Ale jeśli po prostu gapi się na nią jak na monstrualne malowane wrota, które ni stąd ni zowąd wyrosły mu na drodze, wówczas to on sam, nie zaś zwolennik tradycji, postrzega świat przez pryzmat złudzeń. Można by nawet rzec, że postrzega świat jako kosz-mar senny. Ta zasada odnosi się do tysiąca spraw, czy to błahych, czy ważnych, do instytucji i do obyczajów. To właśnie Joanna d’Arc, która rozumiała, czemu kobiety noszą spódnice, miała największe prawo, by ich nie nosić; to ktoś taki jak święty Franciszek, ceniący uczty i ciepło domowego ogniska, mógł w pełni świadomie wybrać los żebraka na gościńcach. Toteż kiedy w naszym ze wszech miar wyzwolonym społeczeństwie księżna oznajmia, że ma ochotę chodzić na rękach, a kanonik stwierdza, że nie widzi w prawie kanonicznym żadnej istotnej przeszkody, zabraniającej mu stanąć na głowie, powinniśmy im odpowiedzieć z dobrotliwą cierpliwością: „Odłóżcie przeto zamiar, który rozważacie, póki dojrzała refleksja nie oświeci was, jaką zasadę lub jaki przesąd chcecie pogwałcić. Wówczas chodźcie na rękach i stawajcie na głowie ile dusza zapragnie – i Bóg z wami!”14.
Ks. Dominik Ostrowski
Źródło: biuletyn Anamnesis 94 KKBiDS EP
- A. Baumstark, La liturgie comparée, ed. III (red. B. Botte), Paris 1952, s. 18.[↩]
- Liturgiści stawiają sobie pytanie o mechanizm działania sakramentalnej łaski w przedziwnej dla nas sytuacji zawierania małżeństwa przez pełnomocnika, co przewiduje prawo kościelne, ale to temat za szeroki, aby go w tym miejscu rozwijać.[↩]
- R. Spaemann, Au jour du Jugement dernier, il n’y aura plus de conference episcopale, w: Reconstruire laliturgie, red. C. Barthe, Paris 1997, s. 201 (tłum. własne, D.O.).[↩]
- Zob. Sacra Congregatio Rituum, Decretum de S. Ioseph nomine Canoni Missae inserendo („Novis hisce temporibus”, 13.11.1962), AAS 54 (1962), s. 873.[↩]
- Zob. Ch. Geffroy, Ecclesia Dei. Rappel historique, w: Ch. Geffroy, Ph. Maxence, Enquěte sur la messetraditionnelle, Montfort l’Amaury, La Nef, hors-série n.6, 1998, s. 25. Autorzy, który krytycznie odnoszą się do reformy Vaticanum II, powołują się na słowa Kard. J. Ratzingera z książki „Duch liturgii”, gdzie padają surowe słowa względem idei nowej liturgii, jako liturgii sztucznie wytworzonej przez profesorów, a nie pasterzy.[↩]
- B. Nadolski, Tradycja liturgiczna, w: Leksykon liturgii, s. 1604.[↩]
- Tamże, s. 1603.[↩]
- Zob. J. Ratzinger, Teologia liturgii. Sakramentalne podstawy życia chrześcijańskiego, przeł. W. Szymona, s. 363-365.[↩]
- B. Nadolski, Tradycja liturgiczna, w: Leksykon liturgii, s. 1601-1602.[↩]
- Jan Paweł II: List apostolski Motu proprio “Ecclesia Dei”, pkt. 4.[↩]
- Tamże.[↩]
- B. Nadolski, Tradycja liturgiczna, w: Leksykon liturgii, s. 1602.[↩]
- Tekst polski Konstytucji wg strony http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/91 (dostęp 09.04.2018).[↩]
- G.K. Chesterton, Dla sprawy, przekł. J. Rydzewska, wyd. Antyk – Marcin Dybowski 2001, s. 42-44.[↩]