Muzyka – narzędzie Epifanii

O tym jak ścisły związek zachodzi pomiędzy muzyką kościelną a doktryną wiary pisałam szerzej w tekście Jeśli sól utraci swój smak. Wszak muzyka kościelna, jako integralna część liturgii jest także ucieleśnieniem modlitwy, a przecież prawo modlitwy jest prawem wiary (lex orandi – lex credendi). Jest więc zabiegiem wymagającym niezwykłej rozwagi i odpowiedzialności wprowadzanie do liturgii nowych rodzajów śpiewu.

W znakomitej rozmowie, którą przeprowadzili z Marcelem Pérèsem Dominika Krupińska i Bartłomiej Krzych pt. Łacina jest językiem przyszłości szczególnie zwróciło moją uwagę stwierdzenie Pérèsa, które on rzuca tak mimochodem, że w liturgiach pogrzebowych wprowadza się często śpiewanie Alleluja, jako, że śmierć powinna być wydarzeniem radosnym, tajemnicą, która przybliża nas do Chrystusa.

Reforma liturgiczna usunęła dawne teksty, takie jak Dies irae i Libera me. Podkreślały one powagę i grozę śmierci, a także przypominały prawdę o Sądzie Ostatecznym, przed którym mamy drżeć (jednocześnie przecież wyczekując go z tęsknotą, jako dnia, w którym nastąpi ostateczne oddzielenie zła i dobra, także w nas samych. Oba te aspekty Dnia Sądu tylko pozornie się wykluczają, tak naprawdę one się dopełniają). Teksty te zastąpiono tradycyjną pieśniąPrzybądźcie z nieba, niestety zupełnie pozbawioną tamtego dostojeństwa i świętej grozy.

W ten sposób nie tylko sam obrzęd pogrzebowy został pozbawiony bardzo istotnego wymiaru, ale również sama śmierć została tu sprowadzona do wymiaru epikurejskiego. Czegoś, o czym nie należy się zbytnio martwić, bo przecież to co istotne zawiera się po tej stronie śmierci, a na całą resztę nie mamy już wpływu. Czyż nie jest to ujęcie protestanckie?

Jeżeli za wprowadzeniem do liturgii pogrzebowej Alleluja kryje się zamiar uwydatnienia radosnego aspektu śmierci, która jest przybliżeniem nas do Chrystusa, to mamy tu do czynienia ze świadomym zafałszowaniem doktryny katolickiej na temat śmierci i zbawienia. W nauce katolickiej śmierć jest czymś złym, jest skutkiem grzechu pierworodnego, karą za grzech, która nikogo nie minie. Sama zaś śmierć jeszcze nie jest dostateczną pokutą dającą zbawienie. Ujmowanie śmierci jako bramy niebios jest ujęciem typowo protestanckim, w taki sposób ujmowała to zagadnienie protestancka poezja mistyczna. Należy jednak pamiętać, że Kościół naucza, że to Chrystus jest bramą niebios, tylko On nas do nich prowadzi niezawodnie.

Jeśli więc Alleluja zagości na stałe w liturgii pogrzebowej, nastąpi istotne przesunięcie akcentów w teologii śmierci, i zgodnie z regułą lex orandi – lex credendi – również kolejne sprotestantyzowanie katolickiego jej rozumienia.

Wspaniale Marcel Pérès mówi o dawnej muzyce kościelnej jako tym nośniku, który konfrontuje nas z wiarą dawnych pokoleń. Obcując z nią obcujemy z ich wyznaniem wiary, ich ujmowaniem tej wiary w „ciało muzyczne”, w konkretną formę języka muzycznego. Używa tu genialnego porównania do sceny przemienienia Pana Jezusa na górze Tabor, gdy rozmawia On jednocześnie ze swoimi uczniami, a także z Mojżeszem i Eliaszem. Właśnie podobne misterium ma miejsce w muzyce kościelnej, w której komunikujemy się z naszymi przodkami, ojcami w wierze.

To jest taki oddech w sytuacji naszego duszenia się w pojmowaniu samych siebie, naszych czasów i naszego pokolenia, jako centrum czasów (myślenie typu: „Kościół zaczął się od soboru Watykańskiego II”), zresztą bardzo charakterystycznego dla myślenia modernistycznego i postmodernistyczngo, pełnego pogardy dla dziedzictwa dawnych pokoleń. Taki tok myślenia ustawia nas we własnych oczach jako jedynych właścicieli depozytu wiary, którym mamy prawo dowolnie dysponować, podczas gdy otrzymaliśmy go na przechowanie od naszych przodków i mamy go w stanie nienaruszonym przekazać przyszłym pokoleniom. Z tego zadania rozliczy nas sam Chrystus.

Wspaniałe jest też określenie muzyki u Pérèsa jako narzędzia Epifanii – objawienia. A więc stawia on muzykę w jednym rzędzie z pozostałymi loci teologici – Pismem Świętym, Tradycją, nauczaniem Ojców i doktorów Kościoła, wreszcie z liturgią.

Wywiad pozostawia u mnie jednak pewien mały niedosyt: Autorzy wywiadu starają się podprowadzić Pérèsa do konkluzji, że chorał gregoriański i muzyka dawna może mieć też wymiar apostolski, nawracający, szczególnie tych, którzy nie znają Kościoła. Peres jednak nie podejmuje tego wątku.

Antonina Karpowicz-Zbińkowska

 

Źródło: Christianitas http://christianitas.org/news/muzyka-narzedzie-epifanii/